Młyn fragment 2

***

Krzysztof wyszedł z młyna, lecz było jeszcze ciemno. Skierował się nad rzekę.  Szedł po polnej drodze, gdy nagle przebiegł cień czarniejszy od nocy. Postanowił sprawdzić, gdzie ten cień wędrował. Księżyc wraz z gwiazdami dawał nikłe światło, ale przynajmniej coś mógł zobaczyć. Pobiegł za tym cieniem i wdarł się w gęstwiny krzaków. Za nimi znajdowało się wejście do jakiejś dziury. Dziura była oświetlona. Im bardziej w nią wchodził, tym było jaśniej. Nie było to jednak światło elektryczne. Nie było też żadnych pochodni. Światło miało swoją gęstość. Im bardziej zdawało mu się, że był bliski końca tego dziwnego tunelu, tym światło nabierało na gęstości i było coraz bardziej jaskrawe. W końcu, gdy zszedł po schodach, skończył się tunel. Mając zamknięte oczy dalej widział cienie, a było ich wiele, przybrały postać gęstych metalicznych stworzeń. Na szczęście go nie zauważyły.

Porozumiewały się za pomocą nieartykułowanych dźwięków. Za nimi zaś stała dziwna brama. Zaczął się powoli wycofywać. Droga na górę wydawała się coraz bardziej ciężka. Wzrok powoli wracał mu do normalności. Gdy wrócił na górę, już świtało. Wrażenie gęstości jednak nie zginęło. Mógł normalnie się poruszać, jednak gęstość była w jego umyśle.

Poszedł nad rzekę, by popływać i w jakiś sposób zmyć z siebie tę skazę w głowie. Odkrył, że potrafi oddychać w wodzie. Po kąpieli skierował się do wsi. Zmieniła się bardzo. Nie było słupów elektrycznych ani samochodów. Trafił do wsi sprzed pięciuset lat, w czasy średniowiecza. „Jednak ciąży nade mną jakaś klątwa” – pomyślał. „Jak nie urok to sraczka”. Ludzie dziwnie się patrzyli – nie był ubrany tak jak oni, wyróżniał się jak cholera. Gdyby nie jego postura, wieśniacy dawno zaprowadziliby go na stos, czy szubienicę.

Powoli zaczął się wycofywać w kierunku rzeki. Na szczęście wieśniacy nie ruszyli za nim. Po drodze spotkał starą wiedźmę. „Ty nie dzisiejszy, musisz wrócić.” Rzekła. Krzysztof nie wiedział jak ją zrozumiał, gdyż przestrzeń międzyczasowa była dość spora. „Albo zostać i terminować u mnie. Wybieraj”

– Skąd wiesz, że nie jestem stąd. – zdziwił się, że jego głos brzmiał nienaturalnie.

– Widać. I ten metaliczny głos. – Wiedźma przekręciła głowę w stronę wsi. – Wieśniacy mogą cię spalić. Masz jednak wybór. Możesz zostać, a ja nauczę cię kilka sztuczek. Ja też kiedyś przeszłam na drugą stronę, to było tak dawno temu. – przymrużyła oczy.

– Gdybym wrócił to…

– Tego nie wiem. Było kilku, którzy wrócili. Ja zostałam. Potem nie było po nich żadnego śladu. Nie powrócili już w przeszłość. A byli tacy utalentowani. – Wiedźma widocznie się rozmarzyła.

– Z którego roku jesteś? – zapytał.

– A czy to ma jakieś znaczenie? Myślisz, że jestem stara, prawda? Może jestem może nie. Zresztą kobiet o wiek się nie pyta. – Przybrała rozgniewaną pozę.

– Czego możesz mnie w takim razie nauczyć? Prawdopodobnie jesteś bardziej doświadczona ode mnie.

– Jedna sztuczka na rok. Pod warunkiem, że mnie też nauczysz swojej sztuczki. Jaką masz? – Propozycja była bardzo dobra, mogłem stać się czarownikiem lub wrócić do świata cudów elektryki. Jedno z dwóch.

– Jest więcej takich jak my? – zapytał.

– Nie zdradzę ci tego. – zwęziła wzrok.

Jak kobieta nie chce czegoś zdradzić, to albo ukrywa coś złego, albo sama jest zła – pomyślał. – Jedno jest pewne, jest więcej takich ludzi jak ona. I w jaki sposób mnie pierwsza znalazła?

– Więc nie powiem ci o swoim sekrecie. – Kobieta zaczęła syczeć. 

– W takim razie jak przetrwasz we wsi. Bez normalnego języka? Pamiętaj, ludzie w tych czasach są mało tolerancyjni. – jej pomarszczona twarz zdradzała pewnego rodzaju magiczny make’up, im bardziej się denerwowała, tym bardziej odkrywała swoje poparzenia.

– Sądząc po twojej poparzonej twarzy stwierdzam, że to prawda. Nie mogę jednak zaufać komuś kto ma sekrety.

– Nie tylko ja mam sekrety. – była coraz bardziej wkurzona.

– Chyba się wygadałaś. Hahaha.

– Zostań ze mną, to nie pożałujesz. – zaczęła kusić. – Myślę, że byłbyś bardzo zadowolony, gdybyś mnie posłuchał.

– Zastanowię się. – Może znajdę kogoś mniej szalonego.

– Przyjdź więc do starego młyna, jeżeli wieśniacy cię pierwsi nie znajdą. – zaniosła się histerycznym śmiechem, błysnęła oczami i rozpłynęła się w powietrzu.

Cofnij

Ten wpis został opublikowany w kategorii Proza i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *