Młyn fragment 3

***

Na jakiś czas Krzysztof schronił się w lesie. Miał cichą nadzieję, że wieśniacy go tak szybko nie znajdą i że jest w miarę odludnym miejscu. Trochę się przeliczył. Wieśniacy wprawdzie tak często nie zaglądali do lasu jak tylko po drewno, lecz gdy go zauważali, rozrzucali je, szybko robili znak krzyża i uciekali.

Postanowił zrobić sobie szałas. Myślał, że to nic trudnego, lecz gdy tylko zaczął się za to brać, nie mając sznurka ani pomocy drugiej osoby, nie mógł podtrzymać spadających gałęzi. Zrezygnował i założył mały obóz nad rzeką.

Obudził się, gdy jeszcze było ciemno. Obok niego siedział wędkarz. Przynajmniej tak mu się wydawało, bo trzymał kij z zanurzonym sznurkiem w wodzie.

– Nie za wcześnie na wędkowanie? – spytał Krzysztof. „Ciekawe jak długo moczył kija, gdy ja spałem.”

– Nie wędkuję. – Wyciągnął sznurek, na którym nie było żadnego haczyka. – Koncentracja w naszym fachu jest najważniejsza. – Krzysztof otrząsnął się ze snu, a następnie odsunął na dwa kroki od Rybaka.

– Nie musisz się mnie bać – powiedz lepiej, co ci się śniło? – spytał wyraźnie znudzony dziwny wędkarz.

– Nie pamiętam.

– To nie dobrze. Pierwszy sen jest najważniejszy. Określa kim możemy się stać i jakie możliwości możemy osiągnąć. Tylko jedna osoba może ci teraz pomóc i na pewno nie jest to ta starucha, co się żywi mocami początkujących.

– Może ty możesz mi pomóc? A w ogóle coś ty za jeden?

Rybak przeciągnął się i spytał:

– Mój brat znalazł cię niegdyś na cmentarzu, prawda? – Brat, jaki brat? – pomyślał Krzysztof i przez moment wydawało mu się, że rzeczywiście widział ciemną postać na cmentarzu.

– Ciemny typ. Trochę się nie udał naszej matce. Sprowadza ludzi z ukrytymi zdolnościami przez Bramę na porzuconej nekropolii. Jednym się udaje innym nie. Tym, którym się nie uda, przemieniają się w cienie i teleportują się do dziupli. Zamieniają się tam w metalowe stwory. Inni przenoszą się tu i mają do wyboru…

– Zostać, bądź się przenieść z powrotem. – Dopiero teraz uświadomił sobie, że cały czas miał metalowy głos.

– Jak widzę twoja przemiana nie jest całkowita. Lepiej się nie odzywaj, jeżeli będziesz we wsi.

Umilkł na chwilę i zanurzył z powrotem sznurek w wodzie. Klęknął nad gałęzią i zamknął oczy. Kijek zaczął składać się w kształt krzesła, a drewno, które z niego wyrosło, starczyło na stolik i drugie krzesło. Małe gałązki wyrastały dookoła mebli jak zdobienia.

– Jak widzisz – potrafię zmieniać element drzewny za pomocą wody. Oba elementy są we mnie połączone jak yin i yang. W tym śnie mógłbyś się dowiedzieć coś o sobie, ale za szybko się otrząsnąłeś.

– Ja potrafię oddychać pod wodą.

– Musimy w takim razie przejść się do ojca Michała, by pomógł ci w przypomnieniu snu oraz w tłumaczeniu go.

– Czy on…?

– Tak. – Przybrał poważną minę. – A na razie kilka lekcji. Musisz sobie znaleźć sposób na koncentrację. Jednym z moich żywiołów jest drewno, wyobrażam sobie więc zalążek rośliny.

– Bąbel. To co widzę w wodzie to bąbelki.

– Dobrze więc. Wyobraź sobie bąbla. Skoncentruj się na nim i wyobraź że rośnie i zmienia się wraz z twoimi myślami o nim. Wyobraź sobie kształty, wielkość, gęstość…

Po chwili przestał  docierać do niego głos Rybaka. Gdy otworzył oczy, znajdował się w kwadratowym bąblu. Bąbel prysł. Rybak upadł na ziemię kompletnie zmoczony i ciężko oddychając rzekł do niego:

– Zdecydowanie potrafisz kontrolować wodę. Spróbuj wyobrazić sobie ten bąbel wypełniony powietrzem.

Po chwili w powietrzu unosiły się bąbelki zapamiętane z dzieciństwa. – Dobrze. – pochwalił go Rybak.

– Dość ćwiczeń. Do świtu powinniśmy znaleźć dla ciebie jakieś niewyróżniające się ciuchy, żeby jakoś wyglądać w miasteczku. – Przez chwilę Krzysztof zaczął tracić grunt pod nogami. Zapadał się. Jego ciało migotało.

– Nie mów, że nie przeszedłeś inicjacji. Nie przeszedłeś przez bramę? To jak do cholery się tu znalazłeś?

– Poszedłem za cieniem.

– Psiakrew. Kolejna Alicja z krainy czarów… – głos miał zirytowany.

– Były już takie przypadki? – spytał przestraszony Krzysztof. – I co się z tamtymi stało?

– A jak myślisz – zjedli ciasteczko i obudzili się w ogródku! Nie było nikogo takiego jak ty. Jesteś fenomenem i trzeba będzie coś postanowić na sabacie, który należy jak najszybciej zwołać. Ale najpierw ciuchy i schronienie.

Wziął patyk, przywiązał go do sznurka, który następnie zamoczył w wodzie. Z patyka zaczęły wyrastać kolejne gałęzie, aż w końcu wyrósł szałas.

– Obserwowałem, jak próbowałeś wybudować szałas, śmiesznie ci to wychodziło… A raczej nie wychodziło. Masz tu być, dopóki się nie zjawię.

Krzysztof położył się w szałasie. Nie spał, bo miał obawy co do sabatu. Nie chciał, żeby poznali go inni czarownicy. Nie uśmiechało mu się, by znaleźć więcej wiedźm, które mogą się żywić jego młodością albo zdolnościami.

Rybak obudził go przed świtaniem. Przebrał się, a ubrania z XX wieku pokryły korzenie szałasu, które po wyjściu z niego zamieniły się w drzewo. Pewnie dzięki zdolnościom Rybaka.

Poszli do miasteczka, które było otoczone skupiskiem chałup. Rybak kazał mu nie odzywać się, dzięki czemu weszli do centrum. W mieście znajdował się zakon braci mniejszych. Bracia arianie nie odmówili im gościny, natomiast ojciec Michał zaprowadził Krzysztofa do sali i podał jakieś zioła. Powiedział mu, że dzięki temu odtworzy sen i dostanie się do jego umysłu. Zanim przybył Rybak, Krzysztof już spał i coś bredził. Gdy obudził się, spytał ojca Michała o zagubiony sen.

– We śnie przeszedłeś przez Bramę. Przed przejściem byłeś prawie niewidoczny. Dopiero później nabrałeś metaliczno-niebieskiego koloru, który żarzył się światłem. Więcej nie zauważyłem, bo Brama nie pozwoliła mi zobaczyć.

– Nie musimy więc zbierać się na sabat. – ucieszył się Krzysztof.

– Nie. – powiedział zdecydowanie Rybak. – Już wszystkich powiadomiłem, gdy leżałeś w szałasie. Jesteś fenomenem. A z tego co dowiedzieliśmy się z twojego snu… To może być przełom.

Mistrz i jego uczeń wypoczęli w klasztorze przed sabatem. Ojciec Michał zaprowadził nowego do biblioteki i pokazał kilka tytułów. Większość z nich stanowiły łacińskie teksty, ale wśród nich były przetłumaczone na polski kilka grimuarów.

– Widzisz – pokazał książki ojciec Michał – oprócz dziedziny snów mam także talent językowy. Dzięki temu, mogę tłumaczyć bardzo szybko różne dzieła poprzedzających nas magów. Mam także Zohar i księgi magii enochiańskiej.

– Ciekawe, ale dla mnie nie ma tyle czasu. Mam nadzieję, że nie zniknę zaraz po sabacie.

– Nie bój się synu, wszystko będzie dobrze. Wśród teraźniejszych czarowników nie ma tylu kanalii, jak myślisz. No, może oprócz baronowej, czy jej kilku osób z klanu. Uformowała małą siatkę szpiegów. A reszta – reszta to samotnicy, bawiący się dobrze na sabatach. Niektórzy służą co możniejszym magnatom, lecz oni nie używają całej potencji swoich mocy. Produkują złoto, żeby zatkać co niektórym twarze. Ja… Zawsze byłem sam. Nawet w XX wieku. Tutaj przynajmniej mam swoich braci mniejszych. No ale cóż. Idź się prześpij. Na sabacie nie będziesz mógł spać. – Po tych słowach Krzysztof udał się do celi i zasnął.

Cofnij

Ten wpis został opublikowany w kategorii Proza i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *