„Kruki” z „Błysku i innych opowiadań”

 

Nie wiem, czy wiesz że kruki to ptaki stadne, które trzymają się większych skupisk ludzkich. Lubią żyć w parkach, zarastających ruinach, swoje gniazda zakładają też na dachach wiekowych kamienic. Mają serca z czarnego szkła, brak im dusz. Wierzysz w reinkarnację? Bo to coś podobnego. Każde żywe stworzenie ma w sobie coś, taką drobną iskierkę, cząstkę, która sprawia, że działa i żyje. Jednak te ptaki są tego pozbawione. W miejscu gdzie wszystkie inne zwierzęta mają tę cząstkę, one mają kłębiącą się, nieprzeniknioną, podobną do mgły czerń. Pochłaniają wszystko co jasne, dobre i ciepłe, wysysają soki życiowe ze wszystkiego czego dotkną. Zastanawiałeś się może kiedyś, dlaczego te ptaki tak lubią siadywać na starych, suchych, obumarłych lub chorych drzewach? Otóż prawda jest taka, że obsiadają zdrowe drzewa i siedzą na nich tak długo, aż wyssą z nich tę iskierkę życia i pozostawią pustą skorupę. Nie mają z tego żadnej korzyści ani nie czerpią energii z obumarłych roślin. Robią to, bo są zepsute, zepsute do cna. Jednak nie są to ptaki, które potrafią żyć w lesie. Boją się go. A to dlatego, że las żyje w każdym , nawet najmniejszym skrawku. Boją się nadmiaru życia. Wolą żyć wśród ludzi którzy i tak wszystko uśmiercają.

W pewnym w starym dębowym lesie przylegającym do małej wioski mieszkało dwóch braci. Deto, który miał już swoją rodzinę i dzieci oraz Leto. Mieszkali w domku położonym na urokliwej polanie.

Dom był niewielki, miał z przodu ładny ganek, a z tyłu znajdowało się drugie wyjście prowadzące do malutkiego ogródka z warzywami i krzewami dzikiej róży.

Gdy bracia byli mali, mieszkali we wsi w rodzinnym domu. Wszystkim żyło się spokojnie, nigdy niczego im nie brakowało.

Pewnego dnia przez wieś przechodził mężczyzna ubrany w czarny płaszcz i szpiczasty czarny kapelusz. Deto, który lubił czytać tajemnicze opowieści, podbiegł do nieznajomego i spytał się:

– Ty jesteś ten Kruk z Opowieści o Kruku?

– Tak to ja. – odpowiedział obcy, po czym pokazał mu kulę, Deto zbliżył się powoli do kuli i zauroczony nią dotknął jej.
– Bądź moim uczniem – zaproponował starzec.

– Zawróć tam gdzie przybyłeś podstępny Kruku. Gdybyś mi nie pokazał kuli, nigdy bym jej nie dotknął. Zawróć skąd przybyłeś, podstępny Kruku, za bardzo kocham by cię nienawidzić. Zawróć gdzie twoje miejsce, podstępny Kruku, nigdy nikogo nie zabiję. – Odpowiedział Deto.

– Widzę, że czytałeś Opowieść o Kruku mały człowieczku. Dobrze. Odejdę. Kula jednak będzie twoja. Ponieważ jej dotknąłeś stała się częścią ciebie. Wiedz jednak, że swoją postawą nie zabiłeś tylko siebie. – Po czym zamienił się w kruka i odleciał kracząc, jakby się śmiał.

Od tamtej pory Deto panicznie bał się kruków i nienawidził ich. Jednak kulę zachował, choć spędzała mu sen z powiek.

Deto, kiedy jeszcze byli dziećmi, opowiedział o tym swojemu bratu. Leto z początku nie chciał mu wierzyć. Kula była jednak dowodem.

Dlatego, że kruki były wszechobecne w starej wsi, zdecydowali się zamieszkać w lesie. Kulę zakopali w ogródku. Gdy Deto założył rodzinę, kruki i zimna kula stały się tematami tabu.

Pewnego razu, gdy Leto był w mieście, zobaczył kruki i pomyślał o bracie i jego lęku. Ptaki wyczuły to. Miały one w pamięci to wydarzenie sprzed lat, kiedy Deto jako mały chłopiec otrzymał prezent od czarownika. Kruki przekazują sobie wiedzę, o każdym kto został naznaczony. W ten sposób młodszy brat sprowadził nieszczęście na ostoję spokoju, w której mieszkał wraz z bliskimi.

Następnego dnia, gdy wyszedł rano do pracy, kiedy jeszcze wszyscy domownicy spali, nie wiedział, że złe oczy ptaków go obserwują. Nie wiedział, że już nigdy więcej nie ujrzy brata, jego żony i dzieciaków. Gdy wracał wieczorem, z daleka poczuł swąd dymu. Przybliżając się ujrzał swój dom w płomieniach, a krzyku palonych żywcem ludzi nie zapomni nigdy. Nie było szans by uratować cokolwiek. Brat spojrzał w niebo i zobaczył kołujące nad lasem kruki.

Wspomniał słowa brata, który zawsze powtarzał, że czarnych ptaków nie należy lekceważyć. Głośno zapłakał. Wezwana straż dogasiła płomienie, ale jedynym co pozostało i przypominało to, czym było przed pożarem był kominek ogrzewający cały dom, który kiedyś znajdował się w jego sercu.

Co dziwne pożar nie objął niczego oprócz domu. Ogród warzywny był nietknięty. Tylko krzaki dzikiej róży były zwiędnięte, kwiaty całkiem odpadły, a liście wyschły i rozpadały się w pył przy dotknięciu, czy choćby mocniejszym podmuchu wiatru. I właśnie w ten sposób kruki ukarały dwóch braci, którym kiedyś udało się umknąć. W młodszym bracie narodziło się uczucie zemsty i poczucie niespełnionego obowiązku względem zabitego brata.

Po pożarze wydobył zwęglone ciała swojej rodziny. A że od ognia ostał się jedynie ogródek, postanowił pochować tam ich zwłoki. Podczas kopania łopata natknęła się na opór. Leto wydobył skrzyneczkę, po czym zaglądnął do niej. W środku znajdowała się szklana kula. Kiedy przez nią spojrzał, zobaczył, jak koło niego stoją duchy brata i jego rodziny. Leto przestraszył się i upuścił kulę. Mary zniknęły. Jednak od tej pory coś się w nim zmieniło. Nadal wyczuwał ich obecność. Postanowił wziąć kulę jeszcze raz do rąk. I tym razem ich zobaczył. Brat Leto wskazał palcem na miasto. Zrozumiał, że starszy brat nie może nic powiedzieć. Schował szklaną kulę do kieszeni, a ciała pochował. Teraz już nie wyczuwał ich obecności. Zaznali spokoju.

Po drodze do miasta las się rozrzedzał, ustępując miejsca polom uprawnym. Kula zaczęła mu ciążyć. Nagle usłyszał głosy. „Śmierć, pustka, padlina, mięso, zjeść, wydłubać oczy.” Koło niego zaczęły się gromadzić kruki. Kula coraz bardziej mu ciążyła. W końcu upadł na kolana.

Kruki i ich głosy. Było ich coraz więcej. Leto nie mógł utrzymać takiego ciężaru. Wyjął kulę i upuścił ją koło siebie. Leto wyczuł jak w krukach rośnie strach, wręcz panika. Niektóre z nich odleciały, inne się cofnęły.

Wśród kruków, które zostały, był kruk olbrzym. Nie tylko się nie wycofał, ale i podszedł do Leto. „Tyś jest wybraniec, pozwól, że będę ci służył.”

– Zabiliście moją rodzinę! Jak mogę oczekiwać pomocy od was?

„Pójdź ze mną to dowiesz się wszystkiego, weź kulę”.

– Czemu ona jest taka ważna. – „Dowiesz się na miejscu.” – Dobrze prowadź.

Po czym ruszyli. Kruk i jego pan. Nie wkroczyli do miasta. Szli ścieżkami, których Leto nie podejrzewał, że istnieją, chociaż znał okolicę. Kruk krążył nad kolejnym punktem, do którego Leto dochodził, po czym leciał dalej. Przejście między dzikimi lasami, jakby otwierało się samo. Doszli w końcu do bagien. Ogniki świetlne wyglądały jak ludzie. Leto zatrzymał się. Kruk spytał się: „Czemu stoisz?”

– Nie widzisz tego? Tyle tu duchów. Żaden z nich nie został pochowany. Teraz świecą, by wabić nieostrożnych podróżnych. By przyjąć kolejnego przyjaciela w objęcia śmierci i wiecznej egzystencji w tym bagnie.

„Nie martw się, przeprowadzę cię bezpiecznie przez to bagno.” Kruk zaczął się inaczej poruszać. Teraz leciał mały kawałek i przysiadał tam gdzie było bezpiecznie. Już nie krążył. Gdy Leto dochodził do niego, sytuacja znowu się powtarzała. W końcu wyszli z bagna. Znaleźli się na równinie.

„Musimy się teraz spieszyć”

– Czemu? – Jak tylko zapytał się, usłyszał w oddali wycie wilków. I wszystko stało się jasne. „Widzisz tamtą zagrodę?, za zagrodą znajduje się chatka mego pana.” Leto chciał już spytać, jakiego pana, ale rozmyślił się i zaczął biec.

Po dwóch minutach dotarł do zagrody. Była zamknięta. Kruk wleciał szybciej. Brama się otworzyła, a w niej stanął starzec liczący sobie chyba setkę lat, cały pomarszczony, ale jeszcze dobrze się poruszał, podpierając się laską. Leto wszedł, a brama się zamknęła.

– Dobrze mój mały, że w końcu doszedłeś. Masz kulę?

– Czemu jest ona taka ważna?

– Bo jest moja. I nie daje ją byle komu. Chcesz się zemścić?

– Skąd wiesz? To ty zabiłeś wszystkich! Puść mnie. Wolałbym, żeby zabiły mnie wilki, niż żebym trafił tutaj. W paszczę szaleństwa, zła i… i… . – Leto zaczął płakać, a jego grube łzy skapywały do podstawionego pucharka. – Kim w ogóle jesteś?

– Jeżeli chcesz mnie zabić. To dobrze, ale zrobisz to z zemsty i na moich warunkach. „Najpierw odpocznij.” Odezwał się głos w jego głowie. „Do przesilenia wiosennego jest jeszcze trochę czasu.” – Po czym Leto zasnął.

Obudził się z długiego snu. Jakby ktoś go zaczarował. Pokój jego znajdował się na górze. Wyszedł. Pierwszą myślą była ucieczka. Jednak wiele przemawiało za tym, żeby zostać. Wilki, ukryta prawda, zemsta. Wszedł do kuchni. Nikogo nie było. Poszukał pożywienia w spiżarni. Wyjął jakieś mięso, chyba z kury i dwa jajka, po czym przyrządził sobie posiłek. Akurat gdy jadł w kuchni wkroczył starzec.

– Widzę że już się zagospodarowałeś. Cieszy mnie to. Wiedz że to co zjadasz ze smakiem to krucze mięso i ich jajka. Nie mam kur, a kruki, no cóż, nimi się żywię, bo wilki raczej nie pozwalają mi stąd wychodzić. – Leto chciał zwrócić mięso i jaja kruka, ale było już za późno. W jego żyłach krążyła już skażona krew. – Przesilenie jest już dzisiaj. Przygotuj się, bo to będzie twoja wielka okazja, żeby się zemścić.

Leto zauważył przez okno, że zachodzi słońce. Pogrążył się w rozmyślaniach. Jedno pytanie, na które nie znał odpowiedzi, ciągle się pojawiało w jego głowie. Dlaczego. Dlaczego. Dlaczego. Stukał palcami o ścianę w rytm skrzekliwych słów splugawionych kruków. Słowa, których nie znał wpajały mu się do głowy, zamieniając umysł w gąbkę pozbawioną uczuć. Pozbawioną wszystkich oprócz jednego – zemsty.

W końcu nadszedł czas. Po Leto przyszedł starzec. „Choć, wychodzimy.”

– A wilki? – „Kruki się nimi zajmą.” Wyszli z zagrody. Wokół nich uformowała się z wolna gruba ściana latających kruków. Wilki zaczęły wyć. Starzec i Leto szli w miarę spokojnie, nie spieszyli się. Wilki zaczęły atakować dziwną ścianę. Jednak przegrywały raz za razem. „Uciekaj, dołącz do nas” – zdawało się Letowi, że je słyszy. „Zanim będzie za późno.” Doszli na polanę, na której znajdował się wielki głaz. Był płaski jakby wypolerowany na wierzchu, lecz sprawiający wrażenie naturalnie powstałego. Ataki wilków nasiliły się, lecz kruków było coraz więcej.

– Oto moje warunki. Dam ci sztylet. Zabijesz mnie. I wypijesz moją krew. Tylko wtedy poznasz prawdę i będziesz mógł się zemścić. – Powiedział starzec, dał Leto sztylet i kielich z jego łzami, po czym zaczął się zmieniać w kruka. Tego samego kruka, który oprowadzał go do domostwa starca. „Nie rób tego, możesz zemścić się inaczej”. Wyły wilki, „On cię oszukuje. Jeżeli go posłuchasz staniesz się taki jak on!”

Chociaż Leto był zdeterminowany i posłuchał się starca, zabijając go, jednak krwi nie wypił, gdyż wiedział, że jak tego nie zrobi, kruki go rozszarpią. Odrzucił kielich ze łzami na ołtarz. Nagle rana kruka zaczęła się zrastać, a wśród kruków zaczęły się pojawiać białe ptaki, które zaczęły walczyć przeciwko czarnym. Leto mógł zbiec do zagrody.

Czarne kruki padały jeden po drugim. Gdy na placu boju pozostały już tylko te białe, wyłoniła się z nich biała pani. Leto przypomniał sobie Opowieść o Kruku, o którym czytał mu brat, przed tym jak czarnoksiężnik dał mu kulę. Mówiła ona o tym, jakich użyć słów, by przegonić Kruka, których kiedyś użył jego brat. Mówiła też w jaki sposób oczyścić Kruka ze zła. Najważniejsze były łzy rozpaczy, które należało rozlać na ołtarzu. Oczyściły one ołtarz z okropieństw jakich dopuścił się czarnoksiężnik, by zostać wiecznie młodym.

Leto po wszystkim zaprosił do siebie białą Kruczą czarodziejkę i żyli długo. A dzięki jej magii czarne kruki przestały zagrażać ludziom, gdyż oddała im swoją iskierkę duszy, którą skradł im czarnoksiężnik, by posiąść moc.

Cofnij

Ten wpis został opublikowany w kategorii Proza i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *