Egzystencja, czyli epitafium

Smutno mi gdyż nie ma więcej bólu,

a strach zmieszał się z przyjemnością dowodzenia

że bólu nie ma.

To miasto jest jak miasto ślepców:

mruga bielma oczyma wśród mędrców powtarzających frazę:

bólu ni ma.

I czas też znikł i nie ma świat po co być

i tkwić w nieświadomości bytu, bo

bólu nie ma.

Chwytając cicho oddech śmieszności

nie unikamy smutku i miłości,

a bólu nie ma?

Cień dnia nie domknie drzwi niezałatwionych spraw,

gdy wyjrzysz poza nie i swoich dni nie domkniesz w mig

czy bólu nie ma?

Jak popsute ubranie z materiałem rodzinnych łat,

zamienisz się w niespokojny życia tryb i tak to jest, gdy

bólu nie ma

 

I dym, zabójczy dym zabije kolor ścian bez szacunku.

Pomarańcza i śmierć zostaną przyjaciółmi niedościgniętego czasu cierpień.

 

Pomarańcze…

Wolniej…

Cofnij

Ten wpis został opublikowany w kategorii Poezja i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *