Pętla część 1

Nigdy nie przykładałem większej uwagi do chmur. Były mi obojętne, niedostępne, aż do teraz. Jestem już dość długo w przestworzach – jako dusza oderwana od swojego ciała.

Myślicie, że umarłem? Nic bardziej błędnego. Pewnie powiecie, że zwariowałem i wymyśliłem sobie chmury. Nie, to też nie. Jeżeli chcecie usłyszeć tę historię… Naprawdę chcecie? Cieszę się. W końcu coś musi się ruszyć, tutaj w niebie, w chmurach.

Pewnego razu…

***

 

Od roku Janek chodził do liceum. Właśnie miał wakacje, które zakończyły pełne udręki pętle sprawdzianów i kartkówek. Nie miał zbyt wielu kolegów, którzy by go szanowali. Zresztą jak w gęstwinie plotek i ploteczek może się znaleźć ktoś, kto będzie go szanował. Sam przyzwyczaił się do tego stanu. Nazwał to selfdemencis. Coś jak samodestrukcja. Sama nazwa wydawała mu się dość śmieszna. Wszyscy robili sobie selfie, więc i on, chociaż nie miał aparatu, mógł sobie pozwolić na swoiste, mentalne selfie.

Jeżeli myślicie, że był podobny do dzieci emo, to jesteście w błędzie. Samotność nadrabiał pisaniem wierszy, o których polonistka stwierdziła, że są obłędne. I może miała rację, ale on czuł potrzebę wyżycia się. A gdzie indziej jak nie przy pisaniu, kiedy nikt go nie zaprasza na kosza albo nogę?

Zawsze pragnął mieć nauczyciela, który tak jak w Necronomiconie nauczy go magii. Pragnął tego tak bardzo, że ułożył sygilę, w której przywoływał ducha-nauczyciela. Sygila to swego rodzaju zaklęcie. Po jej ułożeniu i naładowaniu pali się ją i całkowicie zapomina. Janek nie wierzył, że coś takiego podziała, ale jednak miał nadzieję.

Spotykał się od jakiegoś czasu w kawiarence internetowej z kolegą, który razem z nim grał w sieciówki. Po pewnym czasie, gdy nabrał do niego zaufania, zaprosił go do domu.

– Słyszałeś o czymś takim jak kod biblii? – zaczął Janek, nie wiedząc za bardzo jak popisać się przy gościu.

– Słyszałem. Powiedz mi lepiej dlaczego mnie przywołałeś. – powiedział tajemniczo kolega.

– Jak to przywołałem?

– Sygilą… – a może to nie ty? W takim razie marnuję tylko czas. – odwrócił się i zaczął wychodzić.

– A, to… czyli to ty jesteś tym nauczycielem? – Janek był zaskoczony i zdziwiony jednocześnie.

– Param. – oznajmił Paweł kłaniając się cyrkowo. – Tak to ja. Wiedz jednak, że jestem nauczycielem jednocześnie mściwym, który za zdradę każe, ale też za lojalność wynagradza.

W tym momencie Paweł rzucił Jankiem o ścianę, nie dotykając go.

– Masz mnie słuchać, bo inaczej będziesz tego żałował. – powiedział grubym głosem, nienaturalnym dla nastolatka przechodzącego mutację.

Dla Janka ta sytuacja była zarówno przekleństwem jak i błogosławieństwem. Uzyskał nauczyciela, ale stracił, lecz nie całkiem, wolną wolę. Mógł się nie przystosować i ponieść karę albo uczyć się magii tak jak tego pragnął.

– Jaka kara mnie czeka, jeżeli nie będę chciał ci służyć?

– Żadna. Hehe. Zgrywam się. Od dawna nie używałem mocy na tym planie i musiałem się jakoś wyżyć.

Janek odetchnął z ulgą.

– Ale jest jakiś haczyk?

– Ależ jaki haczyk… Pomogłeś mi się dostać do tego planu, a za tę dobroć się zrewanżuję. – w oku kolegi błysnęła iskra.

– Tak w ogóle, kim jesteś?

– Manistofanes do usług.

– Jesteś diabłem?

– Nie, w żadnym wypadku. Jestem anioło-demonem. Takim trochę podupadłym aniołem. Diabelstwa nie znoszę.

W oczach błysnęły mu iskry.

– Jak jest na górze?

– Na jakiej górze… – zawahał się. – Aaa, chodzi ci o niebo? Otóż, nudy na pudy, o wiele bardziej podoba mi się na ziemi. No, na dzisiaj koniec.

– Wracasz? – Janek odruchowo popatrzył na sufit.

– Ależ skąd – idę do kafejki. Jutro się spotkamy, mamy tyle do nauki.

Janek odprowadził Pawła do drzwi. Jak tylko się zamknęły, matka Janka zwróciła mu uwagę, że Paweł się jej nie podoba.

– To jest mój jedyny kolega, z którym teraz będę spędzał więcej czasu. Już nie będę sam. I nie będę gnił w domu.

Zamknął się w pokoju.

***

 

Następnego dnia, gdzieś koło dziesiątej, Janek poszedł do kawiarenki. Paweł już tam był. Poszli na podwórko, gdzie kiedyś był browar. Gdy usiedli przy windzie, Janek zaczął zadawać pytania jakie go dręczyły pół nocy.

– Powiedz mi, jaki jest Bóg? Będąc na górze na pewno go widziałeś.

– Bóg to dziecko, które obserwuje każdego z nas. U każdego z ludzi i nieludzi ponad głową jest połączenie z tak zwaną kroniką Akaszy, która spisuje wszystkie nasze myśli i uczucia i przesyła je do umysłu Boga. Dzięki czemu ma nad nami kontrolę.

– A wolna wola? – pytał się dalej Janek.

– Człowieku, każdy z was – ludzi, gdy się rodzi, składa się z trzech determinantów: twoja wolna wola, uwarunkowania genetyczne i karma z poprzedniego wcielenia. W połowie jesteś zależny od innych ludzi i karmy. Drugą połowę dał ci Bóg. Chociaż nas kontroluje, daje wam pole do nieograniczonego działania.

– A co z twoim gatunkiem?

– Anioły? Bóg, gdy dostaje o was informacje, wysyła ich do pilnowania i kierowania w drogę, którą sobie wybierzecie.

– A ty? Nie jesteś aniołem? – Pawłowi oczy zasnuły się mgłą, natomiast twarz zasępiła się w smutku. Widać to był temat tabu dla „anioło-demona”.

– Ja… wybrałem swoją drogę. Ona… jest, jakby ci powiedzieć. Drogą żołędzia.

– Co?! – Janek prawie nie wybuchnął ze śmiechu. – Jakiego żołędzia? – spytał rozbawiony.

– Oj nie śmiej się, nie chcesz mnie chyba mieć za wroga, nieprawdaż? – oczy Pawła błysnęły ognistymi kryształkami.

– No dobrze, powiedz mi co to za droga. – Janek spoważniał.

– Widzisz, tak naprawdę niebo składa się z czterech części. Tak jak w kartach. Serce, Dzwonek, Żołądź i Wino. Anioły Serca pilnują, by ludziom nie zabrakło najważniejszej cechy Boga – miłości. W to jeszcze się wpisuje szczęście, błogostan, czy inne takie pierdoły. Dzwonki odpowiadają za pokój, jest to gwardia ludzkości. Walczą przeciwko Winu. Można powiedzieć, że to te anioły, które szepczą ci w ucho, co masz robić. Takie sumienie. Wino na odwrót, próbują cię przekonać, żebyś robił coś wbrew niemu.

– A droga Żołędzia? – dopytywał się zainteresowany Janek.

– Żołądź jest pomiędzy Winem, a Dzwonkiem, a do Serca wiele mu brakuje. My szerzymy chaos. Uważamy, że chaos jest motorem rozwoju ludzkości. Jak powstaje, to ludzie zaczynają się rozwijać. Bóg nas za to bardzo nie lubi, bo burzymy jego porządek. Lecz bardziej nie lubi Wina. Można więc powiedzieć, że nas jako tako toleruje. To tyle na dzisiaj. Muszę podładować się przy kompie.

– Kafejka? Czy ty nie masz domu?

– He he, mam, na górze. Ale na razie nie chce mi się tam wracać. Mam małą misję do wykonania.

– Jaką misję?

– O tym dowiesz się jutro.

Paweł poszedł do kafejki, a Janek do domu.

Cofnij

Ten wpis został opublikowany w kategorii Proza i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *