Rozdział 8 Obóz cyganów

ROZDZIAŁ 8 Obóz cyganów

Woltomir

 

Gdy satyr obudził się, słońce zapadało za horyzont. „Muszę szczegółowo poinformować Xan o tym co mi się przydarzyło.” Pomyślał i udał się do jej komnaty.

Po udzieleniu informacji Xan, kazała mu sprawdzić źródło stwarzania ghuli, zaś Fox miała do jego powrotu pilnować przejścia w lochach prowadzących do jaskiń klanu.

Udał się do miasta o nazwie Calohim co znaczy Zew Aniołów , położonego jakieś pięć kilometrów od siedziby klanu.

W nocy Woltomir dzięki daru Neko mógł poruszać się znacznie szybciej, więc 5 kilometrów nie sprawiło mu żadnego problemu. Będąc wampirem miał też pewne ograniczenia. Nie mógł wchodzić do domów nie zaproszony. Poszukał ofiar wśród żebraków, nędzników i cyganów.

Pod murami miasta natknął się na tabor cyganów. Niestety trzymali wartę. Woltomir użył usypiającej mgły. Cyganie padali jeden po drugim. Podpłynął na mgle do jednego z nich i wgryzł się w szyję. Na nieszczęście okazało się, że jedna cyganka widziała co robił. Zanim zaczęła krzyczeć wampir doskoczył do niej i zatkał jej usta dłonią.

– Cicho dziecko, nie chcemy by ktoś nas usłyszał, prawda? Może ci się wydawać, że jestem potworem, ale ofiara jest potrzebna, żeby uratować świat przed nieumarłymi, którzy są gorsi niż ja.

Nie wiedząc jak zareaguje, przeniósł ją w bezpieczny zakątek, dość daleko od taboru, by nikt jej nie usłyszał, gdyby zaczęła krzyczeć. O dziwo cyganka nie podniosła wrzawy.

– Nasza Widząca przewidziała pojawienie się wampira. Proszę tylko mnie nie zmieniaj.

– Nie zmienię. Nie można uszczęśliwiać na siłę. Opowiedz co mówiła wasza Widząca.

– Mówiła wierszem i mało kto zrozumiał. Dla tego ludzie z taboru podwoili straże, co na nic jak widać się nie zdało. Brzmiało to tak:

 

Jednooki anioł co ma w sercu lód

Chce zniewolić ludzki ród

Miesza ciało wraz z krwią

A dziwne dziwy na przekór prą

 

Dymni ludzie, odwrócony ptak

Cierpiący ożywieńcy, cieliste golemy

To zapowiedź dumnych walk

Ale tylko my Kruki o tym wiemy

 

Wampir zginął, wampir ożył

Ku ukochanej ratunek śle

Byle tylko zdążył

Inaczej to skończy się źle.

 

– Widząca kazała mi to dać osobie, która do nas miała zawitać w tę noc, czyli tobie.

– Co to jest?

– Woda święcona. Powiedziała, że gdy nastanie czas będziesz wiedział co z tym zrobić.

– A ty? Kim ty w ogóle jesteś?

– Jestem Dzieckiem Czasu – kiedyś będę nową Widzącą. A teraz idź masz misje do wykonania, a zostało ci mało czasu. – Cyganka zapłakała. „Dlaczego ona płacze?” spytał siebie wampir.

Woltomir przypomniał sobie o rodzimej wiosce. By dostać się do wioski, oddalonej o dziesięć kilometrów będzie potrzebował pół godziny. Reszta czasu na poszukiwanie źródła i ewentualne schronienie przed słońcem. „No to do roboty”. Jak pomyślał tak zrobił.

Kozioł poruszał się bardzo szybko nie tylko dla tego, że był wampirem. Za młodu zmuszano go do ciężkich prac w Etince i wyrobił sobie siłę, by móc sprostać nietypowym zadaniom jak bronowanie gleby, czy kręcenie młynem za pomocą belki.

Zatrzymał się. Domy stały nietknięte, za to nie było żywego ducha. „Przynajmniej mam gdzie się skryć”. Gdy był niewolnikiem chłopów, stodoła była jego domem.

Zaczął szukać śladów. Jedne prowadziły w stronę jaskiń. Natomiast nie było żadnych śladów walki. Jedyne co go zaciekawiło, było to że stały nakryte stoły, na których były różne mięsne potrawy. Zaczynając od pierogów z mięsem do schabowych, żeberek, kurcząt i królików. Satyr zwymiotował. A raczej były to wymiotne spazmy, bo wampiry nie jedzą. „Czy to wszystko ma w sobie części Neko?” Znowu spazmy. „Uspokój się, musi być jakieś logiczne wyjaśnienie.”

Wampir dodał do zwykłej infrawizji wzrok wampira. Zaświeciły mu się oczy, a jego rogówka zmieniła kształt na podłużne kocie oczy. Oprócz stóp ludzi były też małe ślady. „To gnomy.” Zobaczył też wóz, z których ich małe stópki przyszły i spotkały się z ludzkimi. Ślady wozu prowadziły do następnej wsi, lecz to były ślady wychodzące z Etinki.

Woltomir ruszył za śladami przychodzącymi, do źródła, zgodnie z wytycznymi Xan. Po pół godzinie dotarł do następnej wsi. Krajobraz ten sam, zaś ludzie wyruszyli w kierunku Calohim. Raczej powlekli. I nie ludzie, tylko ghule. „Mam za mało czasu, żeby wrócić do Calohim i uratować cyganów.” Przypomniały mu się łzy cyganki. „Wiedziała”.

Koła wozu prowadziły do innej wsi. Tam wieśniaków wymordowano i zabrano cały dobytek. „To te gnomy”. Woltomir spojrzał na niebo. „Jeszcze piętnaście minut i będzie wschód słońca” Na szczęście ślady prowadziły do małej jaskini za cmentarzem wioski. Jako, że nie miała drzwi wampir mógł wejść bez problemu.

Jednak wampir nie był do końca zadowolony. Ślady karzełków mieszały się z stopami większymi. O trzy razy większymi od stóp ludzkich. Koziołek wyjął miecz i przygotował zęby. Szybko wszedł do jaskini i to był błąd. Zapomniał wyłączyć wzrok wampira i został oślepiony przez ognisko. Wyłączył wzrok wampira i w tym samym czasie udało mu się uniknąć maczugi ogra.

Na nieszczęście było tam również kilka gnomów. Najpierw oberwał talerzem w głowę, później pałką po nogach. Złożył się na kolana. Tylko refleksem, który ostatnio posiadł schylił głowę przed następnym ciosem maczugi. Przeturlał się w kierunku ogra i ciął ścięgna ud. Dzięki wampirzej sile udało mu się go trochę uszkodzić. Ogr zawył z bólu.

Satyr dostał pałką w głowę. Obrócił się i rozszarpał zębami szyję gnoma. Drugi gnom został opryskany krwią i spanikował uciekając z jaskini. Trzeci gnom posiadający krótki nóż i trochę więcej odwagi, wbił mu go w bok. Na szczęście chybił, bo mierzył w serce.

Ogr z wysiłkiem wstał i znowu się zamachnął maczugą. Rany ud spowodowały, że stracił równowagę. Wampir posłał mu także magicznego gargarina, by błędnik ogra trochę ucierpiał.

Podczas gdy ogr chwiał się myląc podłogę z sufitem, wampir wbił się zębami w szyję ostatniego gnoma i wypił mu całą krew, niestety gorszego gatunku niż krew Fox. Ale przynajmniej miał dzięki temu siłę, żeby wykończyć ogra. Ogr zginął od pchnięcia mieczem.            Teraz dopiero Woltomir zauważył dziwną aparaturę i Neko umieszczoną w zbiorniku z lepką mazią. Żyłki aparatury były wtłoczone do ciała Kirei i miały odpływ w innym zbiorniku. Wolt zniszczył zbiornik i aparaturę, wyciągnął żyłki z ciała Neko i głośno zapłakał.     Obnażona Kirei wyglądała pięknie nawet po śmierci. Przypomniał sobie o wodzie święconej. Musiał zniszczyć zwłoki. Polał ciało świętą wodą, i patrzył jak ostatnie wspomnienia o wampirzycy ulatują z dymem. Satyr skrył się we wnęce jaskini i czekał na następną noc.

Cofnij

Ten wpis został opublikowany w kategorii Proza i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *