Znikający punkt część 3

***

Detektyw, gdy wrócił do domu, wziął prysznic i położył się zmęczony. Nie mógł jednak zasnąć. Podszedł do zdjęcia swojej zmarłej dziewczyny Weroniki i jakby pod wpływem impulsu dotknął go.

Ukazała mu się wizja. W tej wizji Weronika siedziała na kocu w trawie i słuchała skrzypka. Skrzypek ten wydawał ze swojego instrumentu raz szybkie i wesołe melodie, a drugim razem smutne i powolne.

Otworzyła oczy i spojrzała błogo w stronę Sulei.

– Łado cię obroni i pokona cień.

Sulea zamknął oczy, a gdy je otworzył, wizja się skończyła.

„Łado, Michaelu czy jak cię zwą, w coś mnie wplątał”.

Wtedy do detektywa przemówił łagodny głos.

„Moje imię nie ma znaczenia. Ta gra jest niebezpieczna, ale warta świeczki. To pojedynek światła z cieniem. Zostałeś wybrany do wielkiej rzeczy”.

„Nikt mnie nie pytał o zdanie” – warknął w myślach Sulea. Nastała cisza, Sulea położył się i w końcu zasnął.

***

Gdy detektyw się obudził, dostał od Łady następne zadanie. Miał wziąć kolejne zlecenie. Ubrał się szybko i poszedł w kierunku posterunku policji.

Ludzie patrzyli się na niego jeszcze dziwniej niż wczoraj. Prawdopodobnie rozeszła się wieść o tym, co się stało temu chłopakowi. Niektórzy nie tyle schodzili mu z drogi, co przechodzili na drugą stronę ulicy.

Gdy doszedł do posterunku, znajomi policjanci patrzyli na niego tak, jakby miał jadowitego węża w kieszeni i mógł go użyć w każdej chwili.

Zlecenie od anioła już na niego czekało. Tym razem rodzina Walczków zgłosiła zaginięcie córki Leny. Znał ją od dziecka. Można powiedzieć, że była trochę dziwniejsza od niego za czasów, gdy chodzili do jednej klasy w podstawówce. Zawsze odstawała od grupy. Czasem stawała się obiektem kpin i niektóre dzieci bardziej jej dokuczały. A teraz ona zaginęła.

Na tablicy zleceń widniała nagroda o wartości pięciu tysięcy koron.

Sulea skierował swe kroki do posesji rodziców Leny. Był to mały zadbany dworek. Zadzwonił do bramy. Otworzył mu miły głos jej matki.

Sherry to dość wysoka kobieta. Nawet teraz, gdy już wyrósł na mężczyznę z małego chłopca, przewyższała go o dziesięć centymetrów.

– O, pan Sulea. Ależ ty wyrosłeś. Ostatni raz widziałam cię, gdy kończyliście z Leny podstawówkę.

– Witam, pani Sherry. Przychodzę w sprawie zaginięcia pani córki.

– O, to teraz jesteś detektywem. Kiedy to ukończyłeś szkołę policyjną?

– Około piętnastu lat temu.

– Wiesz Sulea, trochę się martwię o ciebie. Mówią o tobie ludzie niestworzone historie. Mówią, że gdy straciłeś żonę, to oszalałeś. A jeszcze ta historia z chłopakiem, na którego spadł piorun z jasnego nieba. To wiele komplikuje.

– Co komplikuje, proszę pani?

– Nie wiem, czy mogę ci zaufać i oddać w twoje ręce życie mojej córki. No ale, z Leny znałeś się od dziecka, i wcale jej nie dokuczałeś. – Zamyśliła się. – Może podejmę to ryzyko.

Sulea się zmieszał. To mała mieścina i nie minęła doba, kiedy plotki na jego temat się rozniosły. Jednak dostał tę robotę. W końcu z Leny łączyły go dobre relacje.

– Przejdźmy do rzeczy. Kiedy ostatni raz widziała pani córkę?

– To było dwa dni temu. Odprowadziłam ją do domu. Biedaczka miała ciągle te koszmarne lęki. Sama nie chciała wychodzić z domu. Musiałam ją prowadzać do sklepów. W ogóle bała się zatłoczonych miejsc. Wcale przez to nie chodziła do kościoła. No i ta figurka. Zakupiła ją, gdy byliśmy na safari w Afryce. Dziwne jest to, że wtedy jeszcze panowała nad swoimi lękami. Odkąd ją kupiła, działo się coraz gorzej. Podobno modliła się do niej. Jakby zapomniała, że jest praktykującą katoliczką.

– Co przedstawiała ta figurka?

– Ten, co ją sprzedawał, mówił, że to jakiś ojciec, który żyje w niebie i otwiera drzwi do raju. Coś jak święty Piotr.

Pani Sherry mówiła dalej o tym, jak jej córka chodziła kiedyś do kościoła. Od czasu do czasu uroniła łezkę. Mówiłaby tak dłużej, gdyby nie Sulea, który przerwał jej słowotok.

– Dziękuję, bardzo pani pomogła. Czy da mi pani klucze do mieszkania Leny?

– Tak, tak. Oczywiście. A może tak kawki, herbatki, ciaste…?

– Nie – uciął zdecydowanie – przykro mi, muszę panią opuścić.

***

Gdy detektyw otworzył drzwi w domku jednorodzinnym, poraziła go ciemność. Może ściany nie były pomalowane na ciemny kolor jak w pokoju Emy, ale zasłonięte żaluzje i brak jakiegokolwiek światła sprawił, że musiał przyzwyczaić się najpierw do ciemności, by móc wymacać kontakt.

„Co oni mają z tą ciemnością?” – pomyślał, zapalając światło.

Pokój nie tknięty przez nikogo, bez śladów szarpaniny, ani rozbitych rzeczy Leny. Wszedł głębiej. W następnym pokoju znajdował się posążek i kilka czerwonych świec.

„Najpierw ciemność, później czerwień” – mruknął.

Gdy podszedł do ołtarzyka, świece same się zapaliły.

„Co to do cholery…”. – Jednak pomyślał, raz się żyje, i dotknął figurki. Zobaczył Leny jakby przez mgłę. Tak samo jak Ema, objawiła mu się niewyraźna niczym duch. Zamiast stać w ogniu stała po kostki w fontannie, a woda oplatała ją w całości. Widać było, że się dusiła. Leny wołała jakby bezgłośnie,  w prośbie o pomoc w jego głowie.

„Już się ode mnie nie uwolnisz… Ha, ha, ha…”.

Nija śmiał się z niego i z Leny. Jak zawsze histerycznym śmiechem.

Gdy wizja się skończyła, posążek pękł. Z szokiem odsunął się od ołtarzyka, a świece zgasły natychmiast.

Sulea wybiegł z domku, zatrzaskując za sobą drzwi.

Cofnij

Ten wpis został opublikowany w kategorii Proza i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *