Znikający punkt część 4

***

Detektyw wparował do mieszkania i wziął zimny prysznic.

„Pamiętaj – powiedział do niego Michael – on nie ma nad tobą władzy. Chyba że mu na to pozwolisz”.

„Nigdy mu na to nie pozwolę. Nigdy” – odpowiedział gniewnie, po czym usłyszał histeryczny śmiech.

„Nigdy nie mów nigdy. Ha, ha, ha…”.

– Wypad z mojej głowy! – krzyknął.

– Obaj!

I nastała cisza.

Położył się spać.

We śnie kochał się z Elen na łóżku Leny. Patrzyli na to Ema i jeszcze jakiś mężczyzna. Gdy doszedł z nią, wyśniło mu się, jak pęknięcie figurki się zasklepia.

– Jeszcze będziesz mi służył – wydyszała z rozkoszy głosem Niji Elen.

Sulea zbudził się zlany potem.

 

***

Następnego dnia Łada przekazał mu następne zlecenie, jakie miał wybrać z tablicy ogłoszeń. Tym razem chodziło o pewnego mężczyznę w średnim wieku, który zabił kilka osób, kolegów z pracy, po czym zniknął.

Miał go odszukać i zabrać przed oblicze sprawiedliwości. Z kartką zlecenia udał się do potężnego budynku wieżowca, gdzie odbyła się rzeź.

Na 28 piętrze czekał na niego szef całej korporacji „Martness & Madness”, która zajmowała się między innymi oprogramowaniem komputerowym. Programy użytkowe, biurowe, edukacyjne, może od czasu do czasu jakieś nielegalne zlecenie.

Pokój Jack’a Martnessa był utrzymany w surowym, poukładanym, pedantycznym wręcz stanie. Detektyw wiedział, że będzie musiał ciągnąć za język tego człowieka.

– Witam pana, panie Martness.

– Wystarczy Jack.

– Ok. Panie Jack, co się stało.

– To już chyba pan wie.

– Chciałbym to usłyszeć od pana, panie… Jack.

– Hm, skoro tak. Hein zwariował, wyrżnął połowę personelu – ludzi, którzy mieli zasługi jak on i… – tu „Jack” zawahał się: – znikł. Tak po prostu jakby nigdy nie istniał – Wydawało się, że Jack bardziej przykłada uwagę do tego, że stracił wartościowych pracowników, a nie ludzi.

– Czy przed zniknięciem i wymordowaniem tych… pracowników, Hein dziwnie się zachowywał?

– Nie. – Krótka i zwięzła odpowiedź taka, która nie pozwala na domysły i na żadne pytania.

– Czy ci ludzie…

– Pracownicy – przerwał mu Jack.

– Pracownicy. Czy oni jakoś dokuczali Heinowi albo byli z nim w złych relacjach?

– Nie. – Sulea zaczął się niepokoić, że jednak nic nie wyciągnie.

– No, dobrze. – Detektyw zamilkł i dotarła do niego myśl po kilku chwilach.

– Czy Hein wyjechał za granicę? Albo miał jakiś dziwny przedmiot?

Tutaj dyrektor naczelny wzdrygnął się, jakby Sulea poruszył temat tabu.

– Tak. Odpowiedział krótko dyrektor.
Detektyw już miał dość wypytywania się o szczegóły, ale zmusił się.

– Gdzie był pana… pracownik? I co to było?

– Czy tę rozmowę możemy traktować jako poufną? – Sulea trafił w czuły punkt.

„Więc o to chodziło Jack’owi”.

– Tak. – odpowiedział zwięźle i uśmiechnął się do swojej ironii.

– W porządku. – Widocznie dyrektorowi nie brakowało humoru. – Hein pojechał w sprawach biznesowych do Japonii. Stamtąd powrócił z darem od… powiedzmy niezbyt legalnego szefa tamtejszej… korporacji. Dar też nie był do końca legalny. Przywiózł maskę japońskiego boga zaświatów Susanoo. Bardzo stara maska. Pan rozumie?

– Jak najbardziej. Może pan pokazać mi tę maskę?

– Wie pan. – Tu Jack widocznie się zmieszał. – Od wypadku trzymamy ją w sejfie. Nikt nie ma prawa jej wyciągać.

– Nalegam. – Dyrektor spiął się, ale w końcu uległ i podszedł do obrazu, repliki autoportretu Van Gogha, zdjął go i wykręcił trzycyfrowy numer na gałce sejfu. 6, 6, 6. Sulea widział z daleka. Nawet dzieciak złamałby taki kod.

Jack pokazał maskę.

– Proszę mi ją dać.

– Ale…

– Ale już! – krzyknął na coraz bardziej wystraszonego dyrektora, który jeszcze się wahał, ale w końcu ją podał.

Głos Michaela podpowiedział mu, że jest to maska Susanoo – japońskiego szalonego boga zaświatów – i żeby zwalczył chęć nałożenia jej jaka się pojawi po jej dotknięciu.

Przez moment detektyw widział, jak Hein nakładał maskę, a później pod jej wpływem mordował. W sumie on nie chciał tego zrobić, on chciał tylko pokazać, jaki to straszny jest w tej masce.

Hein znajdował się teraz w tej niewyraźnej krainie, którą wcześniej widział Sulea. Był zakopany
w połowie w ruchomych piaskach. Wołał o pomoc, a głos śmiał się histerycznie w głowie detektywa, który powoli zaczął przybliżać maskę do swojej twarzy.

Sulea oprzytomniał i z rozmachem rzucił maskę Susanoo na ziemię, by ją zniszczyć, kilka razy depcząc po niej.

– Co pan zrobił?! Zaskarżę pana. Już nigdy…

– Nigdy co? Może nigdy nie powiem, jakie interesy pan robi pokątnie z Jakuzą? Może nigdy nie powiem, że przemyca pan nielegalnie dorobek Japonii? A może nie powiem jakie pan programy robi na boku?

Jack zamknął się i wyprosił detektywa.

Cofnij

Ten wpis został opublikowany w kategorii Proza i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *