***
Po pewnym czasie wędrówki jego dłoń ciągle go paliła. Zobaczył z daleka fontannę. Leny była pokryta wodą. Dusiła się, ciągle się dusiła. Podszedł do Leny i dotknął ją ognistą ręką. „Może pomoże…”.
Leny rozpuściła się w wodzie. Natomiast on poczuł, jak woda zalewa jego płuca. Zalewa i nie może przestać. Sulea zaczął pragnąć powietrza. Jednak dalej żył. Ogień w ręce mu nie zgasł. Prawie chciał zrezygnować, lecz cienki głos podpowiadał mu, że ma iść dalej.
***
W tej krainie nie ma słońca, ani księżyca, jednak jest jasno. Światło utrzymuje się na tym samym szarym poziomie przez cały czas. Sulea nie wiedział, jak długo wędrował, gdy zauważył Heina, który grzązł w ruchomych piaskach. Przeraził się tego, co go czeka, gdy ulży Heinowi w jego torturach. Jednak przemógł się i dotknął bosą nogą ruchomych piasków.
Hein zapadł się pod ziemię, zamieniając się powoli w piasek. Nogi Sulei zaczęły mu nagle ciążyć. Spojrzał na dół. Jego nogi zamieniły się w piasek, który się nie rozpadał. Za to ciążyły mu i gdy zaczął iść, powłóczył nimi jak drzewnymi kłodami.
***
Sulea szedł tak chyba przez wieczność. Stracił już dawno rachubę. Drzewa ciągle śpiewały dziwną pieśń, a nogi coraz bardziej odmawiały mu posłuszeństwa. Ogień spalił rękę na węgiel, woda w płucach nabrała stęchłego zapachu. Czuł, jak gnił od środka. Jednak musiał iść. Jego misja się nie skończyła. Eon chyba musiał minąć, gdy Sulea zobaczył wielki głaz, za którym ściana drzew kończyła jego wędrówkę.
Kamień przedstawiał głowę dwa razy od niego wyższą. W oczach kryły się półmetrowe rubiny. Usta powoli się otworzyły, a z nich zaczęła się wydobywać mgła w kształcie smoka.
Smok uniósł głowę w majestatycznym geście.
– A więc doszedłeś do kresu drogi, detektywie. Pozwól, że ulżę ci w cierpieniu.
Smok z dymu przeszedł przez ciało Sulei. Mgła była świeża i rześka. Detektyw rozpłynął się w niej.