Kwestia Agriela

Kwestia Agriela

Gdy cała czwórka skończyła mówić, zaczęli namawiać Agriela, by opowiedział swoją historię. W końcu powiedział: „Jak wszyscy to wszyscy”.

– Moja historia zaczyna się, gdy jako młody szesnastoletni chłopak spaliłem z kolegami marihuanę. Na początku broniłem się przed tym, ale szybko uległem. Niektórzy dostali fazę zamyślenia – nic nie mówili i gapili się w punkt przed nimi. Popadli w coś w rodzaju autyzmu – tylko że na krótki czas. Inni zaczęli ryczeć ze śmiechu. Ja nie należałem do żadnej z tych grup. Zobaczyłem natomiast obrazy nad ich głowami. Dzięki temu – w niewiadomym mi sposobie – mogłem określić, który jest dobry, który zły, kto pożyje długo, a kto umrze nagle i w jaki sposób. Gdy próbowałem im to powiedzieć, śmiali się ze mnie. Jeden z nich miał za niedługo zginąć w wypadku samochodowym. Widziałem, jak pijany gówniarz rozpędzony w bryce od tatusia potrąca mojego kolegę. Minął tydzień i tak się stało.

Część z nich zaczęło się mnie bać, a inni uznali mnie za szamana czy jasnowidza. Zacząłem palić częściej i częściej na fazie mówiłem innym ludziom, co ich czeka. W końcu stałem się znany w miasteczku. Do tego stopnia, że zainteresowałem reporterów. Podczas jednej sesji, w której jak zawsze byłem anonimowy, zdarzyło się „to”. Odleciałem z ciała, a moje miejsce zajął zły duch. Byłem w tak zwanej poczekalni dusz, a głos rozsądku – żeby wrócić do swojego ciała – został przytłumiony przez wizję. Wizja ta była na tyle rzeczywista, żeby zdominować moją pamięć i postrzeganie. Dotyczyła ona pewnej dziewczyny, która pokazała mi wymarłe, starożytne miasto.

– Tu się urodziłeś – mówiła. – Zanim miasto upadło i opustoszało, byłeś tu królem. Zawsze możesz tu wrócić i być królem. – Po czym zniknęła, a miasto nabrało życia. Widziałem kupców, tragarzy, wojskowych i kapłanów. Każdy z nich mnie pozdrawiał hasłem – niech żyje król. Poszedłem do swojego pałacu i… obraz zaczynał się rozmywać. A było tak dobrze. Usłyszałem głos: „Mateuszu niewolniku Boga powstań, bo twoje ciało cię potrzebuje. Masz żyć”.

Wtedy coś mnie ściągnęło siłą do ostatniego miejsca, w którym chciałem się znaleźć. Do mojego ciała. Znalazłem się w poprawczaku. Jakieś dwa miesiące po tym jak zacząłem udzielać wywiadów. Była noc. Usiadłem na łóżku i zacząłem płakać. Nad tym co utraciłem w tej realistycznej wizji i nad życiem które mi umknęło przez tego złego ducha.

– Co ty, Mati. Płaczesz? Przestałeś być już kozakiem, co? A więc wiedz, że jutro dostaniesz wpierdol, za to, co zrobiłeś bratu Godziego.

– Godzi cię zleje, Godzi cię zleje…

Przebudzili się koledzy z mojego pokoju i zaczęli to skandować. Za ten czas przyszła pielęgniarka i zaczęła ich uspakajać. Następnego dnia dostałem „wpierdol”. Ze złamanym nosem i poobijanym ciałem zostałem zabrany do szpitala. Lekarz się zapytał, jak się nazywam. Odpowiedziałem mu. Powiedziałem mu, że do tej pory nie wiedziałem co się ze mną działo.

– Czyżby wielki szaman zapomniał? Czy tylko udajesz?

– Nie udaję – co się stało?

– Po ostatniej sesji stwierdziłeś, że kobieta, której dawałeś wywiad, popełni grzech śmiertelny i dlatego ją zabiłeś. Powiedziałeś, że zabije ona swoje dziecko. I tu się myliłeś. Ona nie miała dzieci.

– Niemożliwe. – Zamknąłem oczy i wyobraziłem siebie w swoim pałacu. Znalazłem się znowu poza ciałem i dostałem się do pałacu, a konkretnie do moich żon. Znowu zapomniałem o swoim świecie. Po jakimś czasie usłyszałem głos: „Mateuszu niewolniku Boga wróć do ciała i żyj”. Przypomniałem sobie, że mam w dole swoje ciało i zjechałem do niego jak po rynnie. Tym razem minęły dwa lata, a zamiast w poprawczaku siedziałem w więzieniu. Zacząłem płakać.

– Miękniesz Mati, co? Każdego czeka żal za popełnione grzechy – powiedział współwięzień i kontynuował. – Ja nikogo nie zabiłem, a siedzę. Po prostu nadepnąłem na odcisk jakiemuś politykowi i to wystarczyło, żeby zamknęli mnie za dilerkę. A miałem plecy. No cóż nie wszystko jest doskonałe. A ty – recydywista – zabiłeś już dwoje ludzi.

– Ale ja nie pamiętam. – Diler poruszył głową tak, że strzeliły mu kręgi szyjne i zaczął mówić innym głosem.

– To przypomnij sobie. Mam pewną moc. Widzę tak jak ty, tylko nie potrzebuję używek. Mogę ci dać odrobinę. I co, zgadzasz się?

– Dobrze – chcę wiedzieć, co się działo. – W przypływie kilku chwil przypomniałem sobie dwa lata i dwa miesiące, w których nie było mnie na ziemi. – Lekarza zabiłem, bo gwałcił swoją córkę. – Powiedziałem nieobecnym głosem – dla niego nie ma nieba.

– A teraz spójrz na mnie. – Spojrzałem i przeraziłem się. Nad ciałem dilera wisiał duch, ten sam co bywał w moim ciele, a sam diler był jakby nieobecny. – A teraz Mateuszu. Czy chcesz żyć do końca w celi z tym dupkiem, czy może chcesz zostać jednym z nas?

– A kim jesteście? – Duch rozłożył skrzydła.

– Domyśl się.

– Anioły…

– Tak, Mateuszu. Zgadzasz się na śmierć twego fizycznego ciała, by zostać aniołem?

– Jakie jest twoje imię?

– Tyriel. Zgadzasz się?

– W porządku – ale kiedyś zapłacisz za moje życie.

– Może kiedyś zmienisz zdanie i mi wybaczysz. Gdyby nie ja skończyłbyś na twardych narkotykach – powiedział Tyriel i chuchnął mu ciemną chmurą, przez co Mateusz zmarł i narodziłem się ja – Agriel.

Cofnij

Ten wpis został opublikowany w kategorii Proza. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *