Lustro, czyli ukryta symbolika z „Błysku”

Torimer patrzył na odbicie pięknej kobiety w swoim lustrze, które niedawno dostał w spadku od swojego przyjaciela. Lustro, choć wskazywało mu dziewczynę jego marzeń, którą prawdopodobnie uzyska w przyszłości, było bardzo sceptyczne. Nie chciało go podtrzymywać na duchu. W końcu przyszłość nie jest do końca pewna. Nawet, jeżeli sytuacja zapisana jest w gwiazdach i tak zawsze zaistnieje ten pięćdziesięcioprocentowy ułamek wolnej woli, którą posiada i wykorzystuje każdy człowiek.

-Czemu się gapisz? – powiedziało lusterko i nie czekając na odpowiedź, dalej prowadziło swój monolog. – Przyszłość jest równie nierealna jak to odbicie we mnie. Nawet jeżeli ja jestem bliżej tego odbicia, nie mogę w żaden sposób wpłynąć na nie. To odbicie we mnie to iluzja. Powiedz mi, czemu się patrzysz na iluzję, czemu uważasz coś za prawdę, gdy nawet nie wiesz co się stanie jutro?

-Głupie lustro. – Odpowiedział mag. – To, że patrzę na odbicie przez ciebie, nie ma żadnego znaczenia. Równie dobrze mógłbym patrzeć przez wodę czy przez inny żywioł. Natomiast patrzenie na „iluzję”, ma dla mnie na celu przybliżyć wynik ostatecznej przyszłości pokazanej w tobie. Nie mogę cię zbić wyrodne lustro, bo moje marzenie nie spełniłoby się, jednak co roku będzie ci ubywało jednej małej części dopóty, dopóki się to nie spełni, a ty nie zrozumiesz swojego błędu.

Mag, który choć sam liczył sobie z dwieście lat, wyglądał na osobę po trzydziestce. Dawno temu pewna zła czarna księżna Miramisu rzuciła na niego urok. Torimerowi, który wtedy wyglądał na dwudziestolatka, ale liczył sobie coś koło setki, udało się oprzeć urokowi księżnej, która, będąc w nim zakochana, rzuciła na niego klątwę z powodu miłosnej porażki. Polegała ona na tym, że nie będzie mógł w przyszłości związać się z żadną inną kobietą.

Pora powiedzieć coś o lustrze. Mag nie miał od początku magicznego lustra. Lustro, w którym było odbicie pięknej kobiety, przechodziło przez lata z rąk do rąk i tak naprawdę nikt nie wie skąd ono pochodzi, oraz kim jest ta nimfa, która widnieje w lustrze zamiast normalnego odbicia. Dałbym sobie głowę odciąć, że nawet lustro nie wie kim jest ta panna i jak się znalazła wewnątrz lustra. Każdy kto posiadał lustro, był zafascynowany widokiem wewnątrz niego do tego stopnia, że po dwóch tygodniach umierał z pragnienia i głodu. Torimer na szczęście miał na tyle silnej woli, by choć na godzinę wyrwać się w ciągu dnia na odpoczynek. Ale nawet gdy spał ciągle mu się śniła ta dziewczyna.

Lustro z każdym rokiem stawało się mniejsze, lecz serce i cierpliwość maga było na tyle silne, że ani razu nie nurtowała go zła myśl.

-Została ze mnie połowa. – Rzekło lustro z wyrzutem.

-Kara to kara.

-Nigdy się nie zastanawiałeś. – Podjęło temat jakby był filozoficznym odkryciem. – Siedzisz tak przede mną od około pięćdziesięciu lat. Wiem, bo już nie ma mnie w połowie… Nic nie robisz, żeby przeciwdziałać klątwie. Nie wierzę już w ciebie. Bo tylko się we mnie gapisz. – Niespodziewanie lusterko przedzieliło się na pół i pewnie obie części by spadły i rozsypały się w drobny mak, gdyby nie interwencja maga, który złapał jedną część raniąc się w palce o ostrą krawędź lustra.

-Masz rację. Zdejmuję z ciebie klątwę. Ponadto uświęcam twoją powierzchnie swoją krwią, dzięki czemu będę mógł zmienić Cię w co tylko zechcę i kiedy zechcę. Powysyłam gołębie pocztowe do trzech królestw, by starać się o rękę jednej z księżniczek.

Lustro dziwnie spojrzało na niego, lecz powstrzymało się od komentarza i pomyślało po cichu. „Ale dureń. Tylko on mógł wysłać jednocześnie trzy listy. Będzie się działo za niedługo”.

Trzy królestwa odpowiedziały magowi pozytywnie. Każde z nich miało jeden warunek do spełnienia, a dlatego że były w dobrych stosunkach względem siebie, nakazały mu wykonać wszystkie trzy zadania i wybrać między kandydatkami jedną pannę.

Śnieżnywicher był jednym z królestw, od którego Torimer otrzymał wiadomość. Nazwa Śnieżnegowichru nie jest przypadkowa i wiąże się z nią pewna historia, o której mag sobie przypomniał.

Pierwszy król Radogomir wmówił ludziom, że ich stolica potrzebuje grodu zamkowego, żeby przetrwać różne koleje losu. Po wybudowaniu zamku ludzie chcieli nazwać go Śnieżnym Wichrem, gdyż kraj znajdował się na górzystych terenach, gdzie przez dziewięć miesięcy w roku panuje zima i prawie zawsze leży śnieg. Temu, co zarządził budowę zamku, pomysł się nie spodobał, gdyż uważał zamek za swoją własność, a gród postanowił nazwać Słoneczna Przystań. Lud się oburzył.

Król nie mając wyboru ogłosił turniej. Jako broniącego wystawił swojego syna. Poddani wybrali umięśnionego budowniczego. Książę jak tylko go zobaczył chciał wziąć nogi za pas. Budowniczy rzucił kamieniem, który miał pod ręką i zabił królewicza. Radogomir mimo straty syna nie chciał się poddać zwycięstwu ludu i nadal trwał przy swoim. Budowlaniec wziął drugi kamień i tak wycelował, że nawet ochrona króla nie zdołała pomóc, a sam król został zabity w swoim nowym zamku z odległości szesnastu metrów. Tłum wiwatował. Obwołano królem budowniczego, ale gdy doszło do nadania nazw nowy król pokazał swą słabość. Pisał bez odstępów. Dawno temu czarna księżna przeklęła jego dziadka za to, że starał się o jej rękę. Od tamtego czasu Śnieżnywicher nie używa w języku urzędniczym odstępów. Nowemu królowi nadano imię Dalekorzucającykamieniem.

Pierwsze królestwo, do którego Torimer miał się udać, było zwane Frondania. Król kazał zdobyć mu skórę legendarnego dzika Rozpruwacza, który był postrachem między ludźmi i zwierzętami. Drugim zadaniem, tym razem od królestwa Liradia było przekonanie bożka Lepanoga o użyczenie wody mądrości dla króla, tegoż królestwa. Ostatnim zadaniem Torimera, zleconego przez króla Młodowyglądającegostarca z zamku Śnieżnegowichru, było dowiedzenie się od nieżyjącego króla Tegoconieuciekł tajemnicy długowieczności rodu.

Mag wyruszył. W pierwszym zadaniu Torimer spotkał na swej drodze pożądanego dzika, zamienił lusterko w łuk, którym zabił dzika. Ze względu, że nie miał czym zdejmować skóry, zamienił łuk w nóż myśliwski, z czego lusterko nie było zachwycone, bo nie lubiło brudnej roboty.

Po odnalezieniu bożka Lepanoga – zastał go rozpaczającego nad swoim złamanym fletem. Flety są szczególnie ważne dla bożków, bo za ich pomocą mogą hipnotyzować swoich wrogów. Lepanog czuwał nad źródłem mądrości i za bardzo nie chciał rozdawać jego zasobów, żeby nie wyschło. Gdyby tak się stało on straciłby cel życia, a wraz z nim życie.

Mag postanowił pomóc mu pod warunkiem, że da do karafki trochę wody mądrości. Lepanog zgodził się z radością. Torimer oddzielił od lusterka część cienką jak nić i nicią tą przykleił do siebie złamane części fletu. Bożek odwdzięczył się dotrzymaniem obietnicy.

W drodze na kurhan Tegoconieuciekł lustro zagadnęło do swego pana:

-Jeszcze trochę, a nic ze mnie nie zostanie.

-Nie narzekaj. Dzięki tobie robimy coś pożytecznego, aniżeli, jak to powiedziałeś gapienie się w iluzję.

-Pff… –lustro fuknęło i zamilkło.

Po pewnym czasie mag dotarł do kurhanu, na którym nie tylko zostało napisane imię króla, ale również przezwisko. Za pomocą nekromanckiego zaklęcia ożywienia zwłok przywołał do siebie króla „Tegoconieuciekł”, który dostał to przezwisko po śmierci, bo rzeczywiście nie uciekł wtedy, gdy trzeba było to zrobić.

-W imię bogów śmierci i ich sług powiedz mi, jaka jest tajemnica waszego rodu.

-Hi hi. Nie powiem. Nie obchodzą mnie wasze bożki. – Odpowiedział Tenconieuciekł i zaryczał ze śmiechu. Torimer zaczął prosić na kolanach ożywionego króla, ale ten miał to za nic. W końcu wyczerpany mag spytał się lusterka o radę.

-Co ja o tym myślę? Myślę, że zachowujesz się jak wariat pytając, wrzeszcząc i błagając pustą przestrzeń, żeby ci odpowiedziała.

Mag przez chwilę był w szoku przez to, że lusterko nie widzi umarlaka, lecz nie na długo.

-Ożywiłem zwłoki wampira – krzyknął z przestrachem, a jednocześnie z ulgą, ponieważ dowiedział się, czym był sekret długowieczności rodu „Łączącegonazwy”

Torimer puścił zaklęcie, lecz ożywieniec zamiast się rozpaść tkwił dalej na kurhanie i szyderczo się śmiał. Zamienił lustro w kołek i rzucił go prosto w serce wampira. Wampir po udanym ataku rozpuścił się, a kołek wrócił do maga i zmienił się w pierwotną postać.

Torimer ucieszony, że zebrał wszystkie artefakty i informacje, postanowił zajrzeć najpierw do królestwa Frondanii. Gdy oddał skórę dzika, król zaczął podskakiwać ze szczęścia. Podtrzymywany w weselnym nastroju przez poddanych pokazał mu swoją córkę, która… miała dość spory zarost na twarzy. Mag żeby nie psuć nastroju króla i poddanych powiedział:

-Mości Panie Królu, pozwól, że obejrzę wszystkie księżniczki, zanim wybiorę narzeczoną  – po czym udał się do Liradii.

W zamku zastał tam króla wraz z dworzanami, którzy wyglądali jakby ślub się już odbył. Pijany król zażądał od Torimera eliksiru mądrości. „Myśl, która zaświeciła królowi o tym eliksirze, była jedynym błyskiem w jego całym życiu. Ech.” – Pomyślało lusterko. Po przekazaniu eliksiru, król wypił go jednym haustem. Wypił i się rozpłakał.

-Królu, czemu płaczesz?

-Ponieważ przejrzałem na oczy. Byłem głupcem. Uczyniłem z moich podwładnych klaunów, takich samych jak ja. A najgorsze jest to, że ja zmądrzałem.

-Czemu? Przecież to jest wspaniałe skoro możesz naprawić swoje błędy, rządzić mądrze i sprawiedliwie.

-Może, ale pewnych rzeczy nie można zmienić. – To mówiąc pokazał mu swoją córkę.

Może i była ładna, ale po zachowaniu można było poznać, że nie miała za grosz rozsądku. Zawiedziony mag udał się do ostatniego królestwa.

Kraj, w którym stał zamek Śnieżnywicher, zastał zachmurzony. Wrota, które prowadziły do Sali Tronowej otworzyły się szeroko. Nie widać było jednak, by ktoś je otwierał. W środku mag zauważył pana zamku oraz jego siostrę. Drzwi już prawie zamknęły się za nim, kiedy wykorzystał czar przemiany i skrzydła wrót, zamiast się zamknąć, dostały nóg i uciekły z tego strasznego miejsca.

-No, no, no. – Powiedział Młodowyglądającystarzec, klaszcząc w ręce. – Widzę, że masz odwagę tu przychodzić, mimo że dowiedziałeś się sporo prawdy o naszym rodzie. Wreszcie znalazł się ktoś, kto może się nam przysłużyć.

-Jak to, przysłużyć się? – Zapytał wielce zdziwiony Torimer.

-Widzisz, jesteśmy znużeni tym życiem. – Mag otworzył szerzej oczy. – Powiedz mi, czy zabiłeś naszego ojca?

-Tak. Dopiero jednak, gdy się domyśliłem, że twój ojciec był wampirem.

-Bardzo ci dziękuję. To był bardzo dobry człowiek. Gdy został wampirem jak my, jako jedyny odmawiał krwi. Pewnego razu wpadł w szał, ponieważ nie mógł zapanować nad głodem. Zaatakował wieśniaków, którzy bawili się na nocnym festynie Kupały. Ci wbili mu kołek. Jedyne, co mogliśmy zrobić to ułożyć ciało w kurhanie. Wiemy, że jesteśmy przeklęci, ale chcemy się zrehabilitować, za te wszystkie ofiary naszego małego kraju.

„Taa, jeden zamek i kilka wsi. Mój maguś patrząc na odbicie zapomniał o całym świecie… Lepiej późno niż wcale” Pomyślało lusterko.

-Postanowiliśmy – kontynuował – że będziemy walczyć. I albo polegniemy albo zaspokoimy głód. Właśnie o tym mówiłem, że możesz się nam przysłużyć. Walczmy.

Mag uformował z lustra kołek i uderzył nim w „Młodego”. Ten zrobił unik, a jego siostra zaatakowała maga pazurami. Torimer uformował sztylet i przeciął jej palce. Meadra zawyła z bólu, a mag to wykorzystał i skierował świeżo uformowany kołek w jej serce.

-Nie! – Krzyknął Młody Starzec i rzucił się za siostrą by ją uratować od śmierci. Chcąc ją odciągnąć od kołka nie zauważył, że Meadra umarła już drugi raz. Gdy spostrzegł się, przewidział reakcję maga, który siłą woli skierował kołek jego w kierunku. I tym razem uniknął ciosu, lecz kolejnego uniku nie było. Kołek niczym osa z żądłem wbił się prosto w serce. Mag przysiadł pod kamienną ścianą i zaczął płakać.

Gdy już wrócili do domu, załamany, przez to że klątwa na nim nadal wisi, Torimer bliski rozbicia lustra usłyszał jego łkanie.

-Czemu płaczesz? – Powiedział to bardzo oschle – Ja mam większy powód do rozpaczy. Chociaż już prawie się z tym pogodziłem. Już na zawsze będę samotny. – Powiedział nostalgicznie i zamilkł.

-Nie jesteś samotny. Ja byłam przy tobie cały czas. – Powiedziało lusterko chcąc jak najlepiej pocieszyć swojego pana.

-Ale co… – Nie dokończył zdania, gdyż nagle go olśniło. Zaniósł się szalonym śmiechem.

-Hej, stary zwariowałeś? – Pyta zdziwione lustro.

-Nic z tych rzeczy. Olśniło mnie. Ty będziesz moją wybranką. – Lustro jeszcze bardziej się zdziwiło, a nawet zaczęło odczuwać strach, myśląc, że mag naprawdę zwariował. Torimer kontynuował. – Nie dość, że wiesz jak wygląda jej odbicie w tobie, to znasz moje myśli o ideale, które ona miałaby spełniać. Pamiętasz chyba, jak Cię zanudzałem nocami o tym, jaka powinna być ma wybranka w przyszłości? Niech się dokona!!! – Gdy to wykrzyczał zaczął rzucać zaklęcia i tworzyć gesty nad lustrem, które zdziwione zaczęło się zmieniać w piękną kobietę. Lecz to, co zobaczył było dla niego zaskoczeniem. Wybranka nie wyglądała tak jak ją widział w lustrze. Wprawdzie miała na sobie białą suknie, ale grosz w grosz wyglądała jak czarna księżna, która go przeklęła.

-Dziękuję za uratowanie, mój nadobny panie – powiedziała biała już księżna i ukłoniła się w pas.

-Czemu…? Ale…. – Mag dukał coraz bardziej zmieszany.- Przecież to ty na mnie rzuciłaś klątwę.

-Tak to prawda. Rzuciłam na ciebie klątwę z zazdrości. Chciałam cię mieć tylko dla siebie. Gdy odszedłeś, różnego typu amanci postanowili, że rozpuszczą moje serce i zgłaszali się prosić mnie o rękę. Każdemu odmawiałam, bo moje czarne serce było wciąż w tobie zakochane. Na każdego z nich rzucałam inną klątwę, na domiar złego – były to klątwy dziedziczne. Jeden dostał ogromne uszy, inny długi nos. Najstraszniejsze klątwy dotyczyły pecha osobnika, który się do mnie zalecał. Od momentu klątwy: stolarz nie trafiał młotkiem w gwoździe tylko za każdym razem w palce; malarz nie odróżniał kolorów; akrobata nie mógł ustać na jednej nodze. W końcu trafiła kosa na kamień. Wśród kandydatów znalazł się akuszer. Przeklęłam go w ten sposób, że każde dziecko, które odbierze w porodzie umrze. Jak prawie każdy przeklęty przeze mnie nie uwierzył, że klątwa jest prawdziwa i działał dalej w zawodzie. Tak się złożyło, że pierwszą osobą, której akuszer udzielał pomocy była czarodziejka światła. Akuszer nic jej nie powiedział o klątwie i dziecko zmarło przy porodzie. Gdy dowiedziała się, że to była klątwa i była ona moją sprawką, zabiła położnika błyskawicą i teleportowała się do mojego zamku.

„Przez ciebie straciłam dziecko – mówiła przepełniona gniewem, ze smutkiem i łzami w oczach. – Dlatego twoja śmierć byłaby zbyt łagodną karą! Zamienię cię, zgodnie z twoim próżnym uczuciem miłości do tego niewydarzonego maga – w lustro, w którym będzie tylko twoje odbicie. Natomiast tak długo jak tam będziesz, wszyscy o tobie zapomną włącznie z tobą. Mężczyźni, którzy będą się w ciebie wpatrywać zatracą się w tobie.”

Jak powiedziała tak też się stało. Razem z twoimi wyobrażeniami, jaką powinnam być i doświadczeniom, jakie z tobą przeżyłam, przemieniłam się po twoich zaklęciach przywrócenia i przemiany w białą księżną, w magini posługującą się wyłącznie dobrą magią.

Po tym długim wywodzie Miramisu Torimer, widząc jak się zmieniła i czując, że nadal go kocha, zakochał się w niej na zabój. Po upływie czasu, który był potrzebny do wystawienia ślubu i wesela w opuszczonym wampirzym zamku, Torimer i Miramisu udali się w podróż poślubną. Przyrzekli sobie, że odczynią wszystkie klątwy, jakie zostały poczynione przez czarną księżną. Błogosławmy ich drogę, by żyli długo i szczęśliwie.

Cofnij

Ten wpis został opublikowany w kategorii Proza i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *