Rozdział 6 Zwycięska obrona

ROZDZIAŁ 6 Zwycięska obrona

Agrisho

Powoli zbliżał się ranek. Agrisho nie mógł zmrużyć oka przez całą noc. Zbierał drużynę nieumarłych, aby pomogli mu w gaszeniu następnych siedzib klanowych. „Najlepiej zwalczać ogień ogniem, nie ma innego wyboru”. Pomyślał.

Zebrawszy drużynę, ruszył na cmentarz Kruczych Wojowników, aby przejrzeć plany Baala. Zostawił swoich nieumarłych braci koło bramy i pchnął ją. Straszliwie pisnęła, ale szczęśliwie nikt tego nie usłyszał. Skradał się między grobami, aż w końcu doszedł do krypty, w której słychać było dziwne głosy. Przekradł się do otwartych wrót krypty i zajrzał do środka, nie wychylając się zbytnio.
– Panie, nasze próby podpalenia fortec klanowych zakończyły się pomyślnie.
– Raduje mnie ta nowina, albowiem to cios dla naszych arcywrogów.

Oczywiście, klany które zostały podpalone, nie były dla nas wrogie, a my nie byliśmy wrodzy do nich. Cała ta akcja to paranoja Baala, która udzielała się mu również za życia.
– Jakie fortece podpalić teraz?
– Ambigous i Piwoszy. Nie podobają się mi ich spojrzenia.
– Jasne, panie.

Gdy banda ożywieńców miała zamiar wyjść z krypty, Agrisho szybko zareagował i schował się za kolumną. Podjął próbę unicestwienia nieumarłych. Użył swojego magicznego kostura i powalił ich kulą ognia. Z dziesięciu udało mu się powalić jedynie czterech. Niestety skończyła mu się mana, a Baal, który usłyszał zgiełk wśród swojej armii, wyleciał z krypty.
– TO TY, ŚMIERTELNIKU! WYNOŚ SIĘ STĄD NATYCHMIAST!
– Dobrze, zrozumiałem!
Baal widocznie zdenerwował się po usłyszeniu tego żarciku. Agrisho próbował uciec, ale duch rzucił na niego zaklęcie paraliżu. Padł jak mucha i nie mógł się ruszyć. Patrzył bezwiednie jak ożywieńcy i Baal uciekają. Wtedy pomyślał sobie „gdzie moi nieumarli towarzysze?”, a oni jak na zawołanie przyszli. Najwidoczniej Baal ich nie zauważył. I dobrze, bo to się mogło skończyć tragicznie. Wyglądało to dosyć zabawnie, gdy szkielety niosły go z powrotem do twierdzy klanowej. Po godzinie żmudnej wędrówki w końcu wrócili. Szkielety przyprowadziły Xan, która zdjęła z niego zaklęcie paraliżu.
– Dziękuję, Xan.
– Jasne. Mam dla Ciebie misję.
– Hm?
– Wiem, że byłeś na cmentarzu, aby przejrzeć plany Baala odnośnie sabotażu innych klanów. Masz ochronić te klany. Oczywiście wesprę cię i dam do twojej drużyny żywiołaka wody, którego wyczarowali magowie urzędujący wiecznie w naszej bibliotece.
– Dobrze, zrobię to.

Położył się spać i o dziwo zasnął. Obudził się… kilka minut później. Całkowicie wypoczęty. Natychmiast przygotował drużynę. Wyruszyli do klanu Ambigous. Nie minęło wiele czasu, zanim wędrówka się zakończyła. Całe szczęście, że się nie spóźnili. Opowiedział strażnikom co się stało i że przybył ochraniać. Przed oblicze Agrisho stanął starzec, podobno wielki plotkarz.
– Wiemy, że wasz nieumarły dowódca szaleje niszcząc inne klany…Co to za cud, że przybyliście nas bronić? Zdradzacie własnego dowódcę?
–  Przecież to duch, który postradał zmysły. Nie jest już naszym dowódcą, więc możemy robić mu na przekór.
– Jesteście zdrajcami i boicie się do tego przyznać? Słabiutko.
Kłótnia trwała dosyć długo, w końcu Agrisho poddał się i oddalił od starca wraz drużyną.

Wtem setki płonących strzał przeleciały nad murami, podpalając to co trafiły. Dowódca, Pele, zarządził alarm. Wkrótce jednak wszystko zapłonęło i Pele postarał się o jak najszybszy odwrót. Wtedy żywiołak wody włączył się do akcji, opryskując płonące domy.
– Żywiołaku…Nie wiem czy mnie rozumiesz, ale zostań tu i gaś, my ruszamy zapolować na piromanów!
Z całkiem dużą grupą szkieletów wyruszyli na obrzeża fortecy. Były tam opuszczone pola uprawne i właśnie tam gromadziła się armia szkieletów-łuczników, którzy strzelali płonącymi strzałami.

Grupa Agrisho wdała się w ostrą bójkę. Zginęli wszyscy jego towarzysze. Został on sam. U przeciwnika nie było lepiej. Większość łuczników rozleciała się, a reszta utraciła  morale i uciekła. Zombie, czyli gwardia strażnicza Baala, przeżyła i jako jedyna stawiała mu jeszcze opór. Tak, jako jedyna. Sam Baal uciekł zezłoszczony. Wrzeszczał, że jeszcze został klan Piwoszy, ale i to Agrisho przewidział i miał pod kontrolą. Wrócił do fortecy Ambigous. Żywiołak dał radę wszystko zgasić. Dostał podziękowania od Pelego i sam podziękował za to, że nie zabili ich od razu ze względu na plotki. Napisał list do Xan, aby wysłała co najmniej dwadzieścia szkieletów do fortecy Piwoszy. On sam wraz z żywiołakiem ruszył skrótem przez pola uprawne, a gwiazdy im towarzyszyły.
Dotarli na miejsce. Szkielety już czekały pod bramą i zdążyły swoim szczebiotem wyjaśnić całą sytuację. I tutaj dowódca nie zważał na plotki i nie zabił ich. Dotarli prędzej od umarlaków Hanana, ale to zrozumiałe, skoro wybił mu całą gwardię.

Przybyły nie dawno Hanan, ponownie zaatakował płonącymi strzałami. Plan był identyczny – żywiołak gasi, Agrisho walczy. Jednak była malutka różnica, przez co Hanan miał lekką przewagę. Tym razem zamiast ożywieńców, wziął czarnych rycerzy jako gwardię strażniczą. Agrisho nie miał z nimi szans, więc zadziałał sposobem: wysłał szkielet, aby sprowokował ich do pościgu. Szkielet szybko wrócił pod bramę, gdzie z pomocą Piwoszy pokonał zezłoszczonych rycerzy. Dla łuczników była to tylko kwestia czasu.
Rozzłoszczony Baal uciekł szybko, zostawiając za sobą list: „Ruszam do Runam. Tam mnie nie powstrzyma żadna siła. Tym razem zawiodłem i przyznaję się do tego; niezbyt obmyśliłem plan walki z tobą, bo plan którego używałem wcześniej, mnie nie zawiódł. Masz szczęście, ale już go nie będziesz miał. Żegnam”
Agrisho wrócił do twierdzy klanowej i pokazał list Xan.
– Król Runam jest w niebezpieczeństwie! – stwierdziła Xan. – Musimy coś z tym zrobić!
Będąc pewnym siebie, odpowiedział.
-Nie uda mu się.

Cofnij

Ten wpis został opublikowany w kategorii Proza i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *