***
Obudził się w szpitalu. Jego mięśnie nie miały już cybernetycznych wsadów. Były nawet lekko sflaczałe. Leżał pod kroplówką i był podłączony do sprzętu monitorującego puls jego serca. Koło niego spała kobieta w średnim wieku. Miał wrażenie, że już kiedyś ją znał, lecz w jakiś sposób odrzucił. Zerwał z siebie wszystkie kable, odłączył kroplówkę i gwałtownie usiadł na łóżku. Z maszynerii odezwał się przeciągły pisk. Kobieta zerwała się z krzesła. Zobaczyła go i krzyknęła:
– Krzysztof, Krzysztof. Nareszcie się obudziłeś! – po czym go objęła.
– Jaki Krzysztof, kobieto. Mam na imię Michał… – ostatnie zdanie wypowiedział z niepewnością w głosie, jakby to imię nie należało do niego.
– Nie rozpoznajesz mnie? Jestem twoją matką. Wszyscy się martwiliśmy o ciebie, o to, czy się kiedykolwiek obudzisz.
Wspomnienia Michała, czy raczej Krzysztofa zaczęły wracać falami – od ostatnich wydarzeń po najstarsze. Jako Michał ujrzał Marka poświęcającego się dla idei połączenia świata, które on Jako Krzysztof rozstroił. „To chyba oznacza, że to ja byłem Krzysztofem – tym mitycznym bogiem Indrą, który doprowadził do rozdarcia. Jako Krzysztof urodziłem się w świecie dzieciobójców, w którym to doniosła na mnie matka, gdy tylko dowiedziała się, że mam zdolności ponadzmysłowe, wydała mnie Czyścicielom. Po tym wcielałem się w dwoje ludzi. Jednym z nich był człowiek w hotelu, a drugim był prezes Yowis Co.”
– Więc ja jestem tym mitycznym Krzysztofem? Czy to sen, czy kolejna pułapka Inkwizycji? – warknął, po czym spojrzał krzywo na obcą mu kobietę.
– Jakiej inkwiz…? Z niepokojem zapytała matka.
– Nie przerywaj mi. A najlepiej wyjdź.
– Masz gorączkę? Powiedz co ci jest, taki jesteś rozpalony.
– Odejdź. Muszę się zastanowić. – Gdy matka Krzysztofa wyszła, próbował przypomnieć sobie, co tak naprawdę się stało. Pamiętał tylko, że rzucił się w odmęty rzeki za domem. Lecz powód dla którego to zrobił, był jakby za mgłą. Położył się i czekał na rozwój sytuacji.
Kilka godzin później przyszła matka wraz z jego bratem, Marcinem. Zamęt myśli zaczął ustępować. Krzysztof przypomniał sobie: Przed wyjściem z domu, kłócił się z matką i w gniewie powiedział, że jeżeli będzie go dalej powstrzymywała, to skończy ze sobą. Poszedł nad rzekę, gdzie spotkał brata.
– Gdzie idziesz? – Spytał się brat z nutką ironii w głosie.
– Idę w życie, nie powstrzymuj mnie.
– A czy ja cię kiedykolwiek powstrzymywałem? Dziwny byłeś, dziwny będziesz. Wiedz, że nie idziesz w świat, tylko się od niego oddalasz.
– Nie ściemniaj… – zganił niepewnie brata.
– Nie ma rzeczy wartościowszej niż rodzina, a twój konflikt z matką jest po prostu wyrazem twojej niedojrzałości.
Wtedy Krzysztof wściekł się na Marcina i próbował zepchnąć go do wartkiej rzeki, ten jednak zrobił unik, a do rzeki wpadł sam.
Teraz pamięć i słowa brata powracały z przeszłości. Poczuł, że wraca do innego świata, widzi szpitalny pokój, matkę i słyszy znowu słowa brata, który pyta: „Dlaczego płaczesz?”
– To wszystko moja wina, gdyby nie moje zachowanie nad rzeką, do niczego by nie doszło. Nie sprowadziłbym na świat magów z średniowiecza, nie rozpętałbym trzeciej wojny światowej, świat by się nie rozpadł na trzynaście kawałków, ani nie zginęłoby tyle ludzi podczas czystek Doktorów i Czyścicieli.
– Co ty bredzisz, bracie?
– To nie brednie, mnie się to wszystko naprawdę zdarzyło.
– Nieźle ci się bajało, kiedy byłeś w śpiączce. – zaśmiał się Marcin. – Jednak nie masz o co się obwiniać. W końcu to ja doprowadziłem do tego, że spadłeś do rzeki. Chociaż cię wyłowiłem, głową uderzyłeś o kamień. Gdybym…
– Gdybym nie był taki inny, to by do niczego nie doszło. – wyszeptał Krzysztof.
– Chociaż jesteś inny i dziwny, to jednak jesteś moim bratem. Innego brata nie mam. To obliguje mnie, bym zaopiekował się tobą. – po tych słowach obaj bracia i matka rozpłakali się i objęli w zgodzie.