Opowiadanie Błysk

Zanurzyłem się w bólu samotności, gdy świat objął nagły błysk. Za cholerę nie mogę się ruszyć. Nie dlatego, że mi się nie chce. Po prostu przyrosłem do tego miejsca, jak drzewo przyrasta korzeniami do gruntu. Można powiedzieć, że jestem ugruntowany. Przyrosłem do tego pokoju i nic nie zapowiada, że mógłbym się wyrwać. To przez ten Błysk.

Inni też pewnie przyrośli do swoich pokoi, wysyłając wiadomości, których na sto procent odbiorca nie zrozumie. Oczywiście oni o tym nie wiedzą i wysyłają dalej swoje wiadomości. Halo!, jest tam kto? – i jak zawsze nikt nie odpowiadał na ich wołania. Dlatego ja nie zamierzam się ośmieszać i dołączać do ich chóru.

Tak naprawdę to im się wydaje, że coś mówią. Z ich ust wydobywają się zwierzęce odgłosy. Całkiem możliwe, że ich wargi są jakby zeszyte, zrośnięte, ale nie do końca. Ponadto istnieje między nami połączenie podobne do telepatii. Usta zrosły się podczas wybuchu tego dziwnego Błysku, który objął cały świat, ale ja miałem je na tyle otwarte, żeby móc mówić.

Błysk nie był bombą, nie powodował strat, nie niszczył, tylko zmieniał świadomość ludzi. Zmieniając ich, dodając jakieś nowe aspekty, bądź odejmując.

Skąd ja to wszystko wiem? Myślę, że ten Błysk dodał mi czegoś do świadomości, dzięki czemu mam tę wiedzę. Moim najskrytszym marzeniem było mieć jak najwięcej wiedzy, nie tylko na tematy naukowe, ale także wiedzę innych ludzi. Dosłownie. Może dlatego jako jedyny nie miałem aż tak zasklepionych ust i mogłem wydawać z siebie w miarę ludzkie odgłosy.

Jednocześnie byłem w każdym z  tych różnych ludzi i nie byłem. Świadomość zbiorowa egzystowała we mnie razem z moją świadomością. Nie do końca normalną. Wiedza i niewiedza. Dualizm, który może zaprowadzić do przepaści. Wiedza, bo za dużo tego jest i nie ogarniasz tego, a niewiedza, bo nic cię z niej nie usprawiedliwia. Nieświadomość zagrożenia. I obie mogą cię pchnąć w tą przepaść, na którą cię przyprowadziły.

Jaźń i wszechjaźń, to nie tylko niebezpieczny duet dla mnie. To też zagrożenie dla innych. Co by się stało gdyby wszechjaźń by się wylewała? Ale… nie wyleje się, bo w końcu wszyscy jesteśmy połączeni niewidoczną siecią, która nie pozwalała, by cokolwiek się wylało. Nawet jeżeli na świecie wybuchła jaźniobomba.

Wybuch Błysku połączył mnie ze wszystkimi i wszyscy połączyli się ze mną. Cały świat był w polu jego rażenia. Wiem nawet jak doszło do tej sytuacji. Do wybuchu Błysku i tego wszystkiego. Zawiniła garść ludzi. Nie ważne jakiego byli wyznania, wszyscy mieli coś ze sobą wspólnego i to popchnęło ich do końca tego normalnego świata.

Chcieli przywołać Boga. I udało im się. Jednakże nie można było spojrzeć na Jego twarz, nie stając się zrośniętym. Czyli tak wygląda Bóg. Krótki błysk. W biblii ponoć jest napisane, że zwykły człowiek nie może zobaczyć Jego oblicza, bo umarłby. Myślę, że to jednak jest jakaś łaska. Ludzie zobaczyli Boga i nie umarli, stając się przyrośniętymi.

Jestem samotnym myślącym człowiekiem, więc to co opowiem będzie jak historia grana przez katarynkę. Bez przerwy nakręcana i odtwarzana. Bo ja tak zechcę. Tylko ja ogarniam to, co się działo, dzieje i będzie dziać. I nie jestem tu żadnym Bogiem, chociaż można odnieść takie wrażenie. Po prostu chciałbym, żeby to się odmieniło.

Oj, jak bardzo bym chciał znów czuć lekką bryzę, która rozwiewa moje włosy, gdy jadę na rowerze. Przeżyć znowu swoje życie od początku, nie popełniając tych samych błędów. Jestem pewien, że inni też tego chcą. Jak to jest śmiać się, będąc w takim stanie?

– Ha, ha, ha, ha. – śmieję się.

Śmiech. Dawno nie słyszany. Pusty. Pusty dlatego, że nikt mu nie wtóruje. Odzywało się tylko szczekanie w mojej głowie.

– Hau, hau, hau, hau.

Może gdzieś na świecie są tacy ludzie jak ja, którzy oparli się na tyle Błyskowi, że są w stanie samodzielnie myśleć. Jeżeli tak, to są oni przerażająco daleko, zagłuszani przez sforę psów. Mam nadzieję, że ci, którzy GO przywołali, będą w stanie bardziej podobnym do zwierząt, bo byłoby to niesprawiedliwe, gdyby umieli myśleć. Gdyby mieli taki sam pociąg do życia jak ja.

Jak powiedziałem w podstawówce do dziewczyny, w której się zakochałem?

– Czuję intercity do ciebie. – powiedziałem na głos.

Nie wiem czemu, ale mój głos sprawiał mi przyjemność. Szczególnie gdy wspominam swoje życie.

– Hau, hau, auuuuuuu… – odezwały się głosy w mojej głowie.

– Cicho! – krzyknąłem z całych sił. Zwierzęta, które kiedyś były ludźmi zamilkły. Może jeszcze coś tam rozumieją.

Przyszła noc. Zwierzęta zasnęły. Przynajmniej nie było tego ujadania. Ja jakoś nie mogłem zasnąć. Może to było w ten sposób spolaryzowane?

Myślę cały czas, myślę za innych. Jestem całodobową świadomością. W dzień gram na strunach zwierząt. Jak którą poruszę zaczynają szaleć jak w folwarku zwierzęcym. Tylko, że tam świnie powoli upodobniły się do ludzi, a tu raczej do tego nie dojdzie.

Jak nazwać stan umysłu, w którym się znajduję? Myślę, że „aktywny wypoczynek”, nadawałby się na to. „Sen na jawie”, też ciekawa nazwa…

Urwał mi się film. Znowu był dzień. Jak długo nie myślałem? Z tego co czuję na ciele, mogę wywnioskować, że nie było mnie co najmniej kilka lat. Przez ten czas bardziej przyrosłem do podłogi. Korzenie stały się grubsze, a pleśń w budynku posunęła się do sufitu. Przedtem jej nie było. Jednak mogłem znowu myśleć.

Myśleć. Myśleć. Myśleć. Ciągle myśleć.

Tym razem wspominałem wakacje nad morzem. O dziwo, moje komórki, które przyrosły do podłoża, w pewien sposób odtwarzały to uczucie. Nie czułem się tak od początku mojego przyrośnięcia. Było wspaniale. Szkoda, że tylko ja mogłem to opisać słowami. Zwierzątka też odczuwały to co ja. Zewsząd do mojej głowy dochodziły pomruki zadowolenia.

Jednak ta przyjemność nie była taka sama, jak przyjemności w normalnym, dawnym świecie. Tam  nie byłem samotny. Mogłem podzielić się przyjemnością z innymi ludźmi, czerpiąc z tego korzyści bardziej mentalne. Tutaj była tylko przyjemność cielesna.

Takie życie bez celu, bez możliwości śmierci. Ono mnie niebotycznie przeraża. Prawdę mówiąc zwierzęta też to odczuwały. One to czują, a ja o tym wiem. Mogę to określić słowami.

Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego nie mogę po prostu umrzeć?! Tak jak robili to ludzie przed nastaniem ciszy, w normalnym świecie.

– Dlaczego!!! – krzyknąłem.

– Auuuu, Hau, Auuuu. – odezwały się zwierzęta w mojej głowie.

Ta nieśmiertelność jest przekleństwem. Ona jest chora.

Zauważyłem, że mój umysł nie jest już w takiej formie, w jakim był te kilkanaście lat temu. Coraz szybciej męczę się myśląc. Może na tym polega wymieranie całej planety. Powolna śmierć w stanie ciągłej nieśmiertelności. Tak jak funkcja niewymierna, hiperbola. Ciągłe docieranie do granicy świadomości tych, którzy jeszcze myślą, funkcja opada, lecz bez możliwości dotarcia do celu jakim jest śmierć…

Znowu urwał mi się film. Tym razem korzeniom udało się przebić beton. Wrastały coraz głębiej. Czułem jak powoli zbliżały się do korzeni innych zwierząt.

Przestraszyłem się tego. Boję się, że gdy połączę się z innymi, wtedy wyleje się jaźń i nie będę mógł myśleć. To było straszniejsze od braku śmierci.

Połączenie posuwało się znacznie szybciej niż to przewidziałem. Teraz czułem jak moje wyrosty czerpią energię z ziemi. Jak powoli oplatają się z innymi. Moja siła mentalna powoli osłabiała się. Słowa mi umykały. Myśli nie były już jasne jak kiedyś. Można powiedzieć, że się zestarzałem. Nastąpił pierwszy styk.

Ta osoba zawsze myślała tak jak ja. Tak naprawdę wszyscy potrzebowali tego połączenia. To była prawdziwa asymilacja. Wymieniłem się z nią wszystkim, kim byłem, a ona przyjęła to i oddała z nawiązką.

Komunikacja nie odbywała się na poziomie werbalnym. Widzieliśmy obrazy przeszłości, a także uczucia, które przybrały różne barwy. Było wspaniale. Jestem jednością, a im więcej było połączeń, tym bardziej stawałem się jednością…

Po długim okresie asymilacji stałem się planetą. W sumie nie było tak źle, jak się obawiałem. Zauważyłem po pewnym czasie, że to gigantyczne drzewo, które pozwoliło się nam połączyć się ze sobą, wcale już nas nie chce. Powoli wychodzimy z drzew, tak jakbyśmy wychodzili z kokonów. Wszyscy nadzy i… młodzi.

Budynki, w których byliśmy, porosły zielenią. Mchy, porosty, powoje i inne rośliny wyrosły nie powstrzymywane przez ludzką interwencję i zakryły większą część planety.

Może to wszystko co przeszliśmy… Może na tym właśnie polega czyściec.

Cofnij

Ten wpis został opublikowany w kategorii Proza i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *