Co by było gdyby

Co by było gdyby

Mały dzieciak o imieniu Paweł podszedł do budki z lodami:

– Proszę o małego loda.

Sprzedawca nakręcił mu troszkę większego niż chciał. Myślał, że dziecko prosząc tak grzecznie, jest kulturalne. Dziecko na początku polizało loda. Chwilę później odwróciło się na pięcie i powiedziało:

– Ten lód jest za duży. – Po czym rzuciło nim o ziemię.

Wtedy pierwszy raz usłyszał wewnętrzny głos „Pycha zabija”, z którym pojawiło się uczucie dejavu.

Kilka lat później. Lekcja W-Fu. Nauczyciela nie ma, więc uczniowie grasują – jak szczury. Każdy z kolegów Pawła wziął po piłce i rzucają wszyscy nimi w Mietka. Mietek, nie mając piłek ani kolegów, którzy by mogli mu pomóc w grze „dwa ognie”, zwija się w kłębek. Paweł jest pewny, że wywinie się od kary. W końcu wszyscy rzucali. Po pewnym czasie przychodzi nauczycielka i kończy farsę. Dostał, wraz z kolegami, karę grupową biegu dookoła sali i ostrzeżenie „Pycha zabija” oraz uczucie dejavu, że to już miało miejsce.

Dwudziestolatek wraz z paczką zaufanych kolegów, po upojnej nocy spędzonej w burdelu, wraca do domu. Samochód, maszyna do zabijania w niepewnych rękach, stał akurat dobrze zaparkowany. Może gdyby miał blokadę… Weszli roześmiani jak banda klownów do auta, który miał się stać ich trumną. Przeżył tylko Paweł. „Pycha zabija” usłyszał i poczuł dejavu. Jednak szybko zapomniał.

Poszedł do Akademii Humanistycznej. Został profesorem, ożenił się, miał dzieci. Na jednym z wykładów przedstawił wyniki studentów. Wszystkich oblał. Odsetek samobójców wśród młodzieży nieznacząco się zwiększył. A on usłyszał głos „Pycha zabija”. Wszystko tak szybko się działo, aż w końcu…

Obudził się.

Mięśnie miał sflaczałe, nie mógł ruszać palcami u nóg. Ogólnie prawie nic nie czuł. „Twoja matka umarła. A ty jesteś sześćdziesięcioletnim starcem”. – odezwał się cichy głos.

– Dla… – Paweł z trudem wyartykułował sylabę. – „Dlaczego? Tyle razy Cię ostrzegałam, a ty nie zwracałeś na mnie uwagi. Zresztą nie pierwszy raz. Pamiętasz uczucie dejavu? Prześniłeś swoje życie od początku do możliwej przyszłości. A ty i tak popełniałeś te same błędy”.

– Py… cha?

„Tak, to ja próbowałam ci pomóc”.

– Ro…dzi…na?

„To tylko wytwór twojej wyobraźni. Po wypadku wpadłeś w śpiączkę. Gdybyś się poprawił we śnie, to cóż miałbyś jakąś szansę.”

– Szan…sę?

„To u was zabawne – najpierw grzeszycie, a później nie ma co naprawiać. Dostaniesz szansę. Masz przeżyć pozostałe dwadzieścia lat jak roślina. Jak będziesz chciał eutanazji – witaj w piekle”.

Widael chciała dla swojego człowieka jak najlepiej, lecz nawet anielska cierpliwość kiedyś się kończy.

Cofnij

Ten wpis został opublikowany w kategorii Proza. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *