Kataryniarz

Kataryniarz

W domostwie bogatego radży żyła piękna księżniczka, która była wyrozumiała dla każdego. Ojciec tak ją ukochał, że spełniał każde jej życzenie. Samantya, gdy tylko nadarzała się okazja, pomagała ojcu przy sądach. Chciała być jak najbardziej sprawiedliwa. Niejednokrotnie pomagała ludziom w wiosce. Inna księżniczka siedziałaby przed lustrem, układałaby włosy i pielęgnowała cerę, lecz ta nie stroniła od pracy fizycznej.

Pewnego razu na dwunaste urodziny księżniczki przybył kataryniarz z małpką. Przyniósł ze sobą skrzyneczki na biżuterię oprawiane złotem i kamieniami szlachetnymi. Gdy kataryniarz zaczął grać, małpka zaczęła tańczyć, a muzyka i ruchy małpki hipnotyzowały dwór. Jedynym człowiekiem, który nie został zahipnotyzowany, był bramin. Stuknął on laską o ziemię. Radża i trzecia część dworu obudziła się ze snu kataryniarza. Jednak muzyka dalej zachwycała księżniczkę i resztę dworu. W dziwny sposób koncentrowała się na księżniczce. Bramin stuknął dwa razy. Obudziła się reszta dworu, jednak księżniczka dalej tkwiła w hipnozie. Wtedy bramin trzy razy uderzył o posadzkę kijem, a muzyka przestała grać. Księżniczka przebudziła się ze snu.

– Toż to muzyka Gandharwów – boskich, muzyków – powiedziała księżniczka. – Jak ją zamknąłeś w tym pudełku?

– Nie ważne skąd mam tą muzykę. Ważne jest to, że ty też możesz ją mieć. Kup skrzyneczkę i pokręć rączką, a muzyka będzie ci stale towarzyszyła – powiedział kataryniarz spod kaptura.

– Tato, tato. Kup mi takie pudełko! – krzyczała córka radży jak opętana.

– Panie – odezwał się bramin – nie widzę w tym nic dobrego. Sam widziałeś, gdy się obudziłeś, że inni byli zahipnotyzowani tą muzyką. Sam byłeś zahipnotyzowany z całym dworem. A teraz księżniczka się zachowuje jak opętana. Sprzeciw się córce, chociaż raz.

– Może masz rację, ale córka będzie mi robiła wyrzuty, a nie chcę jej zawieść – powiedział do bramina i zwrócił się do kataryniarza: – Wola mojej córki to także moja wola. Niech będzie. Ile chcesz muzyku za to pudełko?

– Dwieście sztuk złota.

– Niech będzie.

– Niech księżniczka sobie wybierze – powiedział, uśmiechając się szelmowsko muzykant. Pudełka różniły się kolorami, ale każde miało czarne serce oprawione w złoto. Wybrała pomarańczowe.

Od odejścia kataryniarza upłynęło siedem dni, a księżniczka cały czas w swym pokoju słuchała ciągle zmieniające się melodie. O dziwo, wcale się nie powtarzały. Dopiero po tym czasie powtórzył się pierwszy motyw. Przez te siedem dni ludzie na dworze stali się dla siebie niemili. Jedynie radża, który miał błękitną krew, oparł się pokusie oczerniania innych. Księżniczka zaś wyszła z pokoju. Pierwsze co sobie zażyczyła były szaty godne księżniczki. Wybierała w tych szatach jak gołębica, która w czasie godów wybiera godnego siebie gołębia, a i tak zakupiła wszystkie. To samo tyczyło się biżuterii, butów i jedzenia. Zaczęła stronić od zajęć fizycznych, które kiedyś lubiła. A propos jedzenia – nie dość, że tyła w oczach, to stawała się coraz bardziej krwiożercza. Na początku jadła mięsa pół-krwiste, potem kazała w ogóle ich nie piec. Zaczęła lubić sadystyczne zabawy. Męczyła zwierzęta, później je zabijała i jadła. Nie tylko ona się zdegenerowała. Śladem księżniczki poszli poddani. Po upływie kolejnego tygodnia bramin zwrócił się do radży, gdyż miał dość tego, co robili dworzanie i księżniczka.

– Należy wezwać dewę. – Ustalili ze sobą bramin i radża.

Wszystko było już przyszykowane. Ogień, baran na ofiarę, świeczki dookoła ognia i ołtarza, na którym zwierzę będzie zarżnięte. Ołtarz został poświęcony świętą wodą z Gangesu. Gdy już baran miał zostać ofiarowany, pojawiła się dewa.

– Jestem Konael i chronię to dziecko od urodzenia. Nie musicie zarzynać zwierzęcia, żeby mnie wywoływać, nie cierpię bezsensownej śmierci.

– Cóż mamy czynić Konaelu?

– Odnajdźcie kataryniarza. Niech odwróci pieśń chciwości, którą wysłuchało to dziecko. Szukajcie go w Górze Szalonego Boga Un-Kun. Po tych słowach wizja Konaela się rozwiała.

Radża wysyłał dyplomatów do środka tej góry. Wrócił tylko jeden. Opowiadał, że ci ludzie oprowadzili go po jaskiniach. Widział złoto, kilimy, piękne dywany. Ogólnie rzec biorąc przepych. Pokazali mu posąg Un-Kun. Był to olbrzymi wąż trzymający w paszczy jabłko. Gdy wyznawca oprowadzał go po siedzibie kultu, nawiązała się rozmowa:

– Przyszło nas trzech – stwierdził dyplomata i spytał wyznawcy: – Gdzie są moi towarzysze?

Kultysta zaprowadził go do jadalni i powiedział:

– Pierwszego zabiliśmy, a drugiemu kazaliśmy jeść jego mięso. Nie zgodził się, to jego też zabiliśmy. Od ciebie zależy, czy będziesz żył, czy nie. Upodobnij się do nas, a będziesz żył. – Po „posiłku” zaprowadzili go do sali królewskiej. Tam opowiedział Kun-Loanowi – królowi kultystów węża – o problemie radży. Kazał mu przyprowadzić radżę. Inaczej nie odwróci procesu chciwości.

– Zwracał się do mnie bracie. Czy to nie cudowne? Pozwólcie mi tam wrócić. Proszę. To mięso smakowało tak dobrze…

– Postradał zmysły – powiedział bramin.

– Co w takim razie robić? – spytał się radża. – Jeżeli zaatakujemy ich, kataryniarz może zginąć. Nie mam wyjścia – muszę pójść do tej góry.

– Pójdę! Pójdę z tobą panie! – odezwał się dyplomata.

– Skoro on idzie, ja też. – skwitował bramin.

Droga trwała niecałą dobę. Gdy dotarli do góry, strażnicy zaprowadzili ich w stronę posągu węża z jabłkiem. Przed wężem stał ołtarz ofiarny. Widoczne były kajdany na ręce i nogi oraz wyżłobienie, by krew spływała do złotego pucharu między nogami ofiary.

– Radżo – odezwał się król-wąż – tym razem ty jesteś na moim terenie.

– Ty! To ty jesteś tym kataryniarzem! – krzyknął gniewnie radża i po chwili się rozpłakał. – Oddaj moją córkę, proszę…

– Przysługa za przysługę. Oddaj swoją krew. Dokładnie litr. A gdy ją już wypiję, oddaj mi swoją krainę, gdyż będę miał już twoją krew w żyłach.

– To wszystko dla władzy… – dobrze, zgadzam się.

Księżniczka została odczarowana, lecz to nie dotyczyło dworu, który, nadmiar złego, przyjął kultystów jak swoich. Szerzył się kanibalizm i udawany wampiryzm. Radża, jego córka i bramin zostali zamknięci w lochach. Agriel widząc, co się dzieje, spytał się Metatrona – anioła, który ma bezpośredni kontakt z Bogiem – czy możliwa jest ingerencja anielska trzeciego stopnia. Metatron powiedział, że jest zgoda tylko na drugi stopień i że może to wykonać Konael. Agriel trochę się zawiódł, ale wiedział, że może wykorzystać program skrytobójcy i wgrać go do Konaela.

Konael zszedł na ziemię w człowieczej postaci. Kultyści nie spodziewali się żadnego oporu wśród ludzi i wystawili słabe straże. Po strażniku na wejście. Konael zabijał jednego za drugim. Polał benzyną i ropą wszystkie bramy, drzwi, ściany i dach. Skradając się, wykradł radżę, księżniczkę i bramina. Gdy wychodzili, wszystko podpalił. Użył do tego zaklęcia czarnego ognia, który wszystko pochłania, dopóki się nie wypali. Spalił się cały pałac ze wszystkimi dobrami i całym dworem wraz z kultystami. Radża został pozostawiony bez środków do życia, lecz to, że chciwość została zażegnana, było dla niego bardziej wartościowe niż wszystkie bogactwa które, stracił.

– Dziękuję ci za ratunek. Kimkolwiek jesteś.

– Znasz mnie królu – powiedział Konael i rozmył się, pozostawiając po sobie ubranie.

Cofnij

Ten wpis został opublikowany w kategorii Proza. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *