Winda

 

Wieża trzecia.


Jechałaś kiedyś windą? – z nimi jest dziwnie – kiedy winda wjeżdża na górę czujemy się ciężcy, gdy winda zjeżdża na dół, odwrotnie – letcy.

 

I co z tego? Przecież to banał.

 

A właśnie, że winda jest odwzorowaniem życia człowieka. Gdy pniemy się w górę odczuwamy ciężar w postaci cierpienia i bólu porażek. Ale to cierpienie nas uczy, jest prawdą.

Jaką prawdą? Cierpienie to cierpienie, a prawda…

 

Co prawda?

 

Prawd jest wiele – ilu ludzi tyle prawd. Ale powróćmy do tematu

 

O czym to ja? A, o windzie. Gdy  spadamy z drabiny życia robimy to szybko. I choć możesz nie czuć bólu podczas spadania, uderzenie o ziemię wywoła wielkie cierpienie. Możesz się podnieść sam albo potrzebujesz pomocnej dłoni. Do czasu, gdy ktoś z wieży zjedzie i ci nie pomoże paprasz się w gównie, które sam wysrałeś. Jedno jest korzystne, gdy jesteś na dnie – nie możesz już spaść i możliwy jest ruch tylko w górę. Cierpienie motywuje, by go nie odczuwać. A gdzie go najmniej odczuwasz?

 

Na szczycie. Jednak jak będę na szczycie to stracę cel.

 

I wtedy zaczniesz spadać. No chyba, że zyskasz inny cel i wyciągniesz pomocną dłoń komuś, kto jak ty kiedyś spadł na dno.

 

 

 

 

Wieża druga.

 

Każdy mój ból jest tysiąckroć większy, gdyż jadę tą windą sam. Dla innych po prostu nie istnieję. Ból jest wielki, ból jest wielki, ból jest wielki. Czy jest ktoś kto jest? Winda rusza raz w górę raz w dół. Nie potrafię się zdecydować na jakim piętrze wysiąść. Na Ziemi, gdzie razem występują dobre i złe rzeczy, gdzie rzucane są perły przed wieprze, a gówno miesza się z watą cukrową? Czy może wypalić się o światło Boga i stać się jednym z jego posłańców. Chociaż do tej pory żadnego z nich nie widziałem, ale również nie widziałem ludzi, którzy postępują według tego co wierzą. Może gdzieś kiedyś jest taka osoba – persona non grata – jak ja. Nie to, że nie lubię ludzi – nawet ich kocham – no przecież zaufanie stawiam zawsze na pierwszym miejscu do jasnej cholery. Tyle ludzi wsiadało i wysiadało z mojej windy, każdy w jakiś sposób mnie ranił. Wchodził, ranił, wychodził. Veni, vidi, vici. Przybyłem zobaczyłem zwyciężyłem. Jak Juliusz Cezar. Tylko, że on dopiero na końcu przegrał, a ja przegrywam cały czas. Cip, cip Brutusie może chcesz nóż albo widelec?

 

Wieża pierwsza.

 

Ósma zero cztery.

 

Do windy wchodzi Polityk. On jak jedzie windą do parlamentu zawsze się cofa o kilka pięter. No cóż taka praca. Kłamstwa, lobbing, forsa, łapówki  – to podstawa w polityce. I ten Polityk się cofa właśnie dla tego, że jest politykiem.

 

Ósma trzynaście

 

To Ksiądz się spieszy wykonać mszę na wpół do dziewiątej. Ten jedzie parę pięter wyżej. Gdy już jest na mszy powinien sobie założyć coś w rodzaju noktowizora wiary. Ja jako duch mogę popatrzeć oczyma – są jak taki noktowizor. No i oczywiście ma taki noktowizor Bóg(jeżeli istnieje i jeżeli tak to jak?). Oto co pokazuje: piętnaście ludzi w kościele zaopatrzonym na trzysta miejsc, w tym pięciu wątpiących, pięciu wierzących i pięciu grzeszników. Co ciekawe do komunii przychodzą jako jedyni grzesznicy. Wątpiący olali, a wierzący… Cóż, chyba ich gryzło sumienie – a spowiednika nie było, bo nawet w kościele obcinają kadry.

 

Ósma trzydzieści dwa

 

Do windy wchodzi Dziewczyna z wózkiem. Dziecko – błąd w sztuce zabezpieczania się przed ciążą. Chłopak zwiał. Ona zaś za każdym razem, gdy wchodziła do windy bardzo się wahała na którym piętrze wysiąść. Naciskała najpierw parter; po chwili czekania na parterze jechała na górę. I tak codziennie.

 

Ósma trzydzieści dziewięć

 

Do windy wchodzi Ateista. Co dziwne, zamiast w dół jedzie na górę. Wysiada zazwyczaj na piętrze „intelektualnej wrzawy”. Nie wiem czemu w tym budynku intelekt jest tak wysoko ceniony.

 

Ósma czterdzieści cztery

 

Wchodzi Narkoman. Oczy rozszerzone, biegające po przyciskach od windy od najniższego do najwyższego. Spektrum wyboru – olbrzymie. Wreszcie wybiera ostatnie piętro – haj. Wychodzi z windy, ale zanim drzwi zdołają się zatrzasnąć wchodzi z powrotem. I wybiera parter. To samo tyczy się Alkoholika(ósma czterdzieści pięć) i innych nałogowców. Chociaż spektrum jest mniejsze.

 

Ósma pięćdziesiąt sześć

 

Najciekawszym człowiekiem jest Schizofrenik. Wchodzi do windy i o dziwo – widzi mnie. Nawet zamieni kilka słów. On jest na tyle dziwny, że nie wie sam jakie piętro wybrać. Prosi mnie, żebym zadecydował za mnie, a ja mu odpowiadam, że to nie moje kompetencje. Zaczyna panikować, by na końcu wybrać czwarte piętro. Izolatkę. „Tam – mówi do mnie – jest najspokojniej.”

 

Tylko że ludzie, którzy jeżdżą moją windą są ślepi. Przecież to wszystko dawno szlag trafił. Ja jestem tego dowodem. Najbardziej tłoczno jest w godzinie „zero”. Wtedy wszyscy ładują się do windy i naciskają parter. Wtedy ja wyskakuję z niej i biegnę po schodach naciskając na każdym piętrze przycisk, żeby się winda zatrzymała. W ten sposób winda nie ma prawa zjechać na dół przed zawaleniem się budynku. Po godzinie „zero” wszystko wraca do normalności, a Polityk zjeżdża windą na dolne piętra…

Cofnij

Ten wpis został opublikowany w kategorii Proza i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *